- Kim się stałaś? - zapytała dziewczyny, która odbijała się w gładkiej powierzchni lustra.
Nerwowym ruchem poprawiła zawiązaną na czarnych włosach bandankę i mocniej zaciągnęła trzymającą kitkę gumkę. Posłała sobie ostatni smutny uśmiech po czym założywszy czarnę skórzaną kurtkę złapała torbę podróżną i wyszła z domu.
Wiedziała, gdzie ma iść, ale jednocześnie czuła się bardzo nie komfortowo zmierzając w kierunku jego mieszkania. Gdy w końcu stanęła na klatce i zadzwoniła do drzwi miała ochotę uciec. Nie zdążyła.
-Przyszłaś - uśmiechnął się do niej ciepło i odsunął się w drzwiach aby mogła przejść.
- Taaak… - odpowiedziała niepewnie rozglądając się po pokojach. Jej wzrok przykuła blondynka siedząca w kanapie na salonie.
Coś zakuło ją w sercu, jakby żałość, że pozwoliła sobie na zranienie kogoś tak cudownego.
- Połóż swoje rzeczy w gościnnym i chodź do nas - powiedział, a ona zgrzytnęła zębami.
- Jasne.
Rzuciła torbę na łóżko rozglądając się po szarych ścianach pokoju. W ramkach wisiały jakies obrazki, mało znaczące głupie zdjęcia z przyjaciółmi. Spora szafa z lustrzanymi drzwiami zdawała się czekać aż schowa w niej swoje ubrania.
Westchnęła głośno i przekroczyła próg dużego pokoju przywołując na twarz najpiękniejszy i najserdeczniejszy uśmiech na jaki potrafiła się zdobyć.
- April - jej pełne imię brzmiało jakoś obco, gdy wypowiadały je jego wargi.
Zawsze była Aps, czasem Pri. Szczególnie przepadała za drugim ze zdrobnień, bo przypominały jej czasy gdy była z nim tak szczęśliwa.
- To jest moja dziewczyna Carly - blondynka uśmiechnęła się delikatnie do czarnowłosej, spoglądając na nią z zaciekawieniem.
Ułożone w prostą fryzurę blond włosy przeplatane gdzieniegdzie brązowymi pasmami opadały kaskadą na delikatną twarz, którą zdobił lekki uśmiech. Jasna, idealnie wręcz, gładka cera, sprawiała, że April czuła się skrępowana przez sporą liczbę jasnych piegów zdobiących jej mały nos.
- Cześć - wydusiła w końcu siląc się na jak bardziej radosny ton. - Miło mi cię poznać - przez jej twarz przebiegł nikły cień, który nie uszedł jednak uwadze Carly.
- Mi ciebie też- skrępowanie wiszące w powietrzu sprawiało, że atmosfera w pokoju zagęściła się aż do tego stopnia, że zdało by się ją kroić siekierką.
Wpatrywała się w obłażący zielony lakier, który zdobił jej paznokcie i porównywała się z nienagannym manicurem zdobiącym paznokcie dziewczyny Matthew.
Tak samo było z fryzurą, makijażem czy ubraniem. I w tym rozrachunku pod każdym względem Carly wypadała nienagannie, idealnie wręcz podczas gdy niebieskooka karciła siebie za to, że wychodząc nie zdecydowała się ubrać bardziej… elegancko. Że zamiast ukochanej baseballówki z myszką Mickey nie ubrała miętowej marynarki, którą postanowiła spakować do torby. Złościła się, że nie poświęciła pięciu minut na porządnie rozczesanie, długich, delikatnie falowanych włosów, tylko związała je w niedbałego koczka i przepasała czerwoną chustką.
W głowie Carly natomiast krzyczała jedynie jedna myśl. Jedno pytanie. Czy oto ma przed sobą tą samą April, która złamała serce jej chłopakowi kilka lat temu? A jeśli tak, to co ona u diabła robi w jego mieszkaniu z walizką na kilka dni przed wyjazdem na antypody. Zacisnęła dłoń na szklance z kawą, stukając paznokciami w gładką nawierzchnię szkła.
A Matthew siedział między nimi, na fotelu i wpatrując się w ścianę zastanawiał się czy naprawdę dobrze postąpił. Kochał Carly, ale nigdy nie był pewien rodzaju tej miłości, jaka wobec niej żywił. A April kochał wciąż tak samo, tylko że miał wrażenie, że z każdym porankiem coraz mocniej, Nie potrafił o niej zapomnieć, chociaż po tym co mu zrobiła powinien był ją znienawidzić. Nie potrafił jednak nawet przestać o niej myśleć. O jej oczach, nosie, pełnych wargach. O uśmiechu wpływającym na jasne usta i piegach, która stawały się ciemniejsze i bardziej widoczne podwpływem rumieńców. Kochał w niej wszystko, każdy fragment ciała i każdą nawet najbardziej nieznośną cechę charakteru. Jednak obiecał sobie, że w końcu zacznie żyć.
Tylko popełnił jeden mały błąd zapraszając ją do swojego mieszkania.
Zamknął drzwi czując wciąż jeszcze zapach perfum Carly unoszących się w powietrzu na korytarzu.
- Jest bardzo.. miła - spojrzał zdumiony na stojącą w drzwiach czarnowłosą. Ramieniem opierała się o futrynę drzwi i lustrowała go uważnym spojrzeniem ciemnych niebieskich tęczówek.
Przygryzł wargę i szybko przemierzył dzielącą ich odległość.
Stanął tuż przed nią, wpatrując się w niesamowity kolor jej oczu. Ona, niższa od niego, została w ten sposób zmuszona aby zadrzeć głowę w górę.
W końcu przymknęła powieki, i spuszczając głowę wspięła się na palce całując go w policzek.
-Dziękuję - powiedziała cicho, po czym wyminęła go i zniknęła za zamkniętymi już drzwiami pokoju gościnnego.
Uszanował to co zrobiła, aczkolwiek bolało go to. Westchnął, czując jak serce rozsypuje mu się na milion kawałków. Usiadł na podłodze i wykręcał palce, zastanawiając się czy ona jeszcze w ogóle pamięta o tym, co kiedyś ich łączyło. I nie przypuszczał nawet, że w tym momencie, z tego właśnie powodu wypłakuje oczy w poduszkę.
Nie chciała się z nim żegnać. Bała się tego. Tak cholernie bardzo. Bała się, że nie poradzi sobie, że nie utrzyma emocji na wodzy.
Trzask drzwi rozniósł się echem po mieszkaniu, a ona stała wpatrując się w pęk srebrnych kluczy, które kurczowo ściskała w dłoni.
Od teraz miała żyć sama. Bez rodziców. bez wspomnień. Bez niego.
W jego mieszkaniu.
Miała zapomnieć o tym co było kiedyś, otoczona jedną wielką relikwią przeszłości.
- Los widać upodobał sobie ironię - stwierdziła sama do siebie przymykając powieki i po raz ostatni wdychając unoszący się w powietrzu zapach jego wody kolońskiej, która zniknęła już z półeczki w łazience.
Czuł ciepłą dłoń Carly w swojej, ale mimo to wcale nie czuł się szczęśliwy. Z każdym centymetrem dzielącym go od mieszkania, w którym znajdowała się Ona, zdawał sobie sprawę co tak naprawdę ma dla niego znaczenie. Ale teraz nie mógł się już cofnąć. Nie miał wyboru.
Dokonał wyboru, który zdawał się być słuszny.
Wyboru, którego bolesne skutki miał dopiero odczuć .
Obiecała, ze nie wejdzie do tego pokoju. Poprosił ją, a ona się zgodziła. Rzecz oczywista, prosta. Ale coś ją kusiło. Przechadzała się pod drzwiami, ucząc się, spacerując z podręcznikami po całym domu jak to miała w zwyczaju. Robiła to nieświadomie. Jej podświadomość bowiem tak bardzo chciała zaprowadzić ją do tego pomieszczenia.
Stanęła przed drzwiami, zagryzając wargi w wąską kreskę, tak jak zawsze gdy się denerwowała. Wpatrywała się w proste, ciemnobrązowe drzwi z mlecznymi szybami. Wyciągnęła rękę, łapiąc klamkę i przekręciła ja, zamykając jednocześnie oczy. Do jej nosa dotarł znajomy zapach. Jego zapach. Pchnęła lekko drzwi i weszła do środka. Pokój jak każdy inny w tym domu. Proste, dwuosobowe łóżko, jedna ze ścian, prawie całkowicie przeszklona, teraz zasunięta roletami. Paskudny zaduch panujący w pomieszczeniu nieznośnie męczył jej bardzo czułe na każdą zmianę powietrza zatoki. Zielone ściany obwieszone ramkami pełnymi zdjęć. Ale jej uwagę przykuła ramka stojąca na szafce nocnej, tuż obok małej lampki, z rodzaju tych, przy jakich zazwyczaj czyta się wieczorami. W prostą czarną ramkę oprawiono dwa, zrobione po sobie zdjęcia. Oba przedstawiały tą samą osobę. To były zdjęcia, które zrobił On. Jej zdjęcia.
Pierwsze z nich pamiętała doskonale. Rok temu, latem byli na ognisku. Nie chciała mu pozwolić zrobić tego zdjęcie. Zasłoniła twarz dłońmi, spuszczając kaskadę czarnych włosów na twarz.
Drugiego natomiast nie kojarzyła. Było piękne. Siedziała oparta o pień jakiegoś drzewa, ubrana w jego za dużą bluzę. Czarna grzywka baldachimem zasłoniła lewe oko. Dłoń miała uniesioną do twarzy, i przygryzając paznokieć patrzyła gdzieś przed siebie, lekko załzawionymi oczyma.
Złapała opadającą na twarz grzywkę i zarzuciła ją do tyłu zaciskając usta w wąską linię i starając się nie rozpłakać. Odstawiła ramkę na miejsce i zatrzasnęła zza sobą z hukiem drzwi.
Kiedyś podjęła decyzję. Teraz odczuwać zaczynała jej konsekwencje.
Stał na lotnisku, w kolejce do odprawy wpatrując się w tablice odlotów. Dłoń zaciskał na torbie podróżnej. Stopą wystukiwał jakiś tylko sobie znany rytm.
Nerwowo poprawiał podwinięte rękawy koszuli, co chwila spoglądając na zegarek.
Decyzja, którą podjął, była błędna. Tylko, czy miał jeszcze szansę aby to naprawić?
Dzień za dniem, uczyła się żyć w nowym środowisku. Dzień za dniem uczyła się znów żyć, nie wspominając jego pocałunków ani uśmiechu. Dzień za dniem na nowo rozkwitała szczęściem, niczym świeże wiosenne kwiaty w pięknym upalnym wręcz słońcu.
Złapała torebkę i koszulę w kratę po czym wyszła z mieszkania.
Poprawiła z trudem ułożone niesforne fale i zarzuciła koszulę na ramiona. Do jej nozdrzy uderzył słodki zapach, którego od dawna nie czuła. Zatrzymała się, nie zważając na patrzących się na nią dziwnie przechodniów, po czym zacisnęła powieki, usiłując zatrzymać płynące z oczu łzy. Ścisnęła dłonie tak mocno, że kostki jej pobielały i zagryzła wargi w wąską kreskę.
Jego koszula. Taka sama jak jej. Wisiała na wieszaku… Jakim cudem? Była pewna, że ją zabrał. Miała co do tego sto procent pewności.
Wytłumaczenie było tylko jedno.
Odwróciła się gwałtownie na pięcie i rzuciła biegiem pomiędzy tłumem przechodniów. Biegła pod prąd, nie zwracając uwagi na to, że na nogach ma buty na obcasach. Dotarła do klatki i wbiegła po schodach, przeskakując co drugi schodek. Dopadła drzwi od mieszkania i nacisnęła klamkę wpadając do środka.
Drzwi jego pokoju były lekko uchylone.
Stanęła i wzięła głęboki wdech. Ruszając tu biegiem miała nadzieję, że okaże się, że nie ma go w domu. Udało jej się w końcu nauczyć bez codziennych myśli o nim. Miała nadzieje, że ta koszula wisiała tam przez cały czas, zasłonięta przez jej ubrania i dlatego tyle czasu jej nie zauważyła.
Powolnym wlekącym się wręcz przez wieczność krokiem pokonała niewielką odległość, dzielącą ją od pomieszczenia. Pchnęła delikatnie drzwi i stanęła opierając się o futrynę.
Stał tam. Wpatrywał się w jej zdjęcia, jakby z rozrzewnieniem.
- Zapomniałeś czegoś? - spytała.
Gwałtownie odwrócił się w jej kierunku.
Uśmiechnęła się lekko, spoglądając na zielonkawą koszulę, którą miała na sobie.
Po chwili na jego usta też płynął jakby lekki uśmiech.
- Do twarzy ci w niej .
Skinęła głową, pozwalając uśmiechowi jeszcze się poszerzyć.
Uniosła dłoń, aby poprawić grzywkę.
-Zostaw - poprosił, a jej ręka zastygła w powietrzu. - Pięknie widać twoje oczy.
Spuściła wzrok na podłogę.
- Hej - stanął tuż przed nią i złapał ją za podbródek.
Do jej nosa dotarł zapach jego perfum. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Nie uciekła. Nie tym razem.
- Co się z nami stało? - szepnął właściwie wprost w jej usta.
- Odeszłam - odpowiedziała, znów spuszczając wzrok
- Racja.
Szklanka, którą trzymała w dłoni spadła na ziemię, rozbijając się z łoskotem. Jej ręce objęły jego kark, przyciągając mocno do siebie. Przylgnęła do jego torsu, odwzajemniając utęskniony pocałunek. To nic, że futryna drzwi boleśnie wbijała się w jej plecy. Liczyły się tylko jego wargi, których czekała z utęsknieniem od ponad dwóch lat, które wreszcie złożyły na jej ustach tęskny pocałunek. Nie liczyło się, że jej idealnie ułożona fryzura posypie się w drobny mak, a bluzka pogniecie i prawdopodobnie wybrudzi. Liczył się tylko zakazany pocałunek, którego kosztowała.
Stał przed nią tak uśmiechnięty jak go pamiętała. Tylko starszy i dojrzalszy. Przystojniejszy. Znała go całe życie. Tak samo długo kochała.
- Zapomniałem czegoś - spojrzała na niego zdumiona, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że były to pierwsze słowa, jakie wypowiedziała gdy zastała go w jego pokoju.
- Czego? - zaciekawienie było wyrazem tak pospolitym dla jej oczu, że większość ludzi nie zauważyła by różnicy jaka zaszła tym razem. Jednak wystarczyło, że tę różnicę w jej oczach wychwycił on.
- Ciebie .
Jedno dla wielu nieistotne słowo, potrafi zmienić świat. Bo żadne z nich nie umiało wyleczyć się z miłości do tego drugiego. I chociaż nauczyli się normalnie funkcjonować, to bez tej drugiej osoby nie potrafili żyć.
Pokiwała głową, przemierzając dzielącą ich odległość. Woda chlupocząca z fontanny moczyła jej ubrania i włosy, a mokre podłoże sprawiało, że chwiała się w butach na obcasie.
- Wszystkiego najlepszego - wyszeptał w jej usta, zapinając na jej szyi łańcuszek.
I nic więcej nie dane mu było powiedzieć. Bo zarzuciwszy mu na szyję ramiona wpiła się zachłannie w jego usta, jakby nigdy więcej miała go nie zobaczyć.
I dla obojga ta chwila mogła trwać wiecznie.
Ona otoczona jego ramionami, w jego za dużej na nią koszuli w kratę, sama zdążyła już przesiąknąć jego słodkim zapachem, który sprawiał że kręciło jej się w głowie. Krople wody przeplatały jej piękne, kruczo czarne włosy i mieniły się milionem barw prześwietlone przez zachodzące Irlandzkie słonce. Na jej usta wpłynął delikatny uśmiech, gdy promienie słońca zatańczyły na jej nosie uwydatniając piegi, które on tak uwielbiał…
Koniec
A za tydzień... śmiech...
To opowiadanie. Nie wiem. Coś w nim.... chciałabym po prostu zadedykować je Io
Bardzo spodobało mi się opowiadanie i jego fabuła. Świetnie opisujesz ich uczucia, to, co w danej chwili robią. Będę tutaj częściej zaglądać.
OdpowiedzUsuńJak zwykle... Piękne. Wzruszające. Cóż kocham twoje opowiadania <3
OdpowiedzUsuńHah... No dzięki za chwile wzruszenia;)
Mela.
Króciótkie :) ale jakie cudne. Pełno emocji. Piękne po prostu :3
OdpowiedzUsuńI tak właśnie wygląda prawdziwa miłość. ;) Ludzie potrafią odnaleźć drogę do siebie nawet pomimo przeciwności losu, a przecież tak wiele stało na ich drodze: wspomnienia, nieszczęśliwa miłość, to, że obydwoje już dorośli, no i wreszcie dziewczyna jej ukochanego. Dobrze, że zdecydował się na ten krok, żeby wrócić i oczywiście dobrze, że dziewczynie udało się na czas dostać z powrotem do mieszkania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;*
PS. Zmiana nicku po raz ostatni. Tym razem - powrót do korzeni, ten podobał mi się chyba najbardziej. :)