piątek, 29 marca 2013

(25.) I jest tak samo, może trochę smutno



                Może wcale nie chciałam wtedy otwierać oczu. Może nie chciałam tak naprawdę znać odpowiedzi na wszystkie te pytania, które same się pojawiały. Ale otworzyłam oczy. Ale widziałam do połowy opuszczone czekoladowe żaluzje i granatowe ściany. Ale widziałam pościel w kolorze  ścian i łóżko w kolorze mocnej kawy. I nie czułam jego ręki oplatającej mnie w tali. I nie czułam zapachu jego wody kolońskiej unoszącej się w powietrzu.
                Dom był pełen kartonów, porozstawianych wszędzie gdzie tylko się dało. Niespakowane jeszcze przedmioty walały się po drewnianej podłodze  powodując nieznośny chaos, którego nie mogłam uporządkować.
                Ramka ze zdjęciem poleciała w kierunku ściany i rozbiła się o nią z głośnym brzdękiem usypując się na podłogę. Odrzuciłam opadającą na twarz grzywkę do tyłu i zacisnęłam na niej pięść ciągnąc się za włosy i wbijając paznokcie w skórę Zacisnęłam powieki i pozwoliłam łzą potoczyć się po policzkach. Sama nie wiem czemu, a potem wstałam złapałam kurtkę i wypadłam z domu zamaszyście trzaskając drzwiami. 
                Dyszałam ciężko wciągając zimne powietrze przez usta. Ale nie potrafiłam się zatrzymać. Muzyka dudniła mi w uszach, a stopy miarowo uderzały o ziemię  w nadany przez muzykę rytm. Biegłam przed siebie, mijając wszystkich tych smutnych, zimnych, szarych ludzi, którzy nic dla mnie nie znaczyli. I nagle świat jakby zamarł. Wszystko zwolniło tępa.
                Granatowa spódnica wirowała wokół wysokiej brązowowłosej dziewczyny. Wysokie czarne szpilki chybotały się delikatnie na kocich łbach. W ręku nad głową trzymała ten sam kwiecisty parasol. Zatrzymała się na chwilę, dokładnie naprzeciwko mnie opartej o murek mostu, pochyloną do przodu patrzącą na nią z szeroko otwartymi oczami.  Uśmiechnęła się delikatnie i ukłoniła.  Spojrzała mi w oczy.
Czy znałbyś moje imię, jeśli spotkałabym cię w niebie?
Czy było by tak samo, gdybyśmy spotkali się w niebie? *
                Odchyliłam się do tyłu spoglądając na szare od deszczowych chmur niebo.
                -Co chcesz mi powiedzieć mamo? – kropla deszczu rozbiła się o mój policzek.
               
                Obłożone drewnem ściany ogromnego domu przywodziły na myśl wspomnienia z dzieciństwa, kiedy wraz z Willem próbowaliśmy się po nich wdrapać. Mieliśmy po kilka lat. spędziłam z nim całe życie. I nie mogłam zrozumieć jakim cudem mój William dorósł.
                Dłoń, która miała nacisnąć dzwonek zastygła w pół ruchu. Zacisnęłam powieki i nie zważając na wysokie obcasy zbiegłam po schodach. Nie potrafiłam tam wejść. Zbyt silna była świadomość, kto  tam będzie.
- Arianna!
                Zacisnęłam powieki powoli odwracając się w stronę szczytu schodów. Wysoka, czterdziestoletnia kobieta uśmiechała się do mnie tak ciepło, że miałam ochotę płakać.
- Czekamy - uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Ale widziałam w tym uśmiechu smutek.
Wiedziała.
                Całe życie nienawidziłam takich przyjęć. Ale na tym przyjęciu nie chodziło o sztywnych gości z półświatku angielskiej arystokracji. Chodziło o jednego, wysokiego, ciemnego blondynka, którego bluzka wciąż leżała gdzieś w mojej szafie.
I nagle po prostu stanął przede mną. Tak blisko, że oddychał tym samym powietrzem. Jak zwykle elegancki, w idealnie skrojonym czarnym garniturze, białej koszuli nie dopiętej na ostatni guzik, w lakierkach i szelkach, z włosami w tym idealnym nieładzie, który pojawiał się sam z siebie każdego poranka gdy tylko wstawał z łóżka. Ale nie był zimny. Uśmiechnął się zawadiacko wręczając mi w dłoń kieliszek i nachylił się do mojego ucha, drażniąc odsłoniętą z jednej strony skórę karku.
- Pięknie wyglądasz.
A potem zniknął.
Zdawało mi się, że tego dnia Liam Crassender bawił się w iluzjonistę, pojawiając się wokół mnie jak duch skupił na sobie całą moją uwagę, którą powinnam poświęcić raczej najlepszemu przyjacielowi, który był powodem całego zdarzenia. Ale nie potrafiłam nie krążyć myślami wokół tego mężczyzny, który wyciął mi z życiorysu dwa długie, ciepłe miesiące pełne londyńskiej szarugi i monotonii.
                W salonie był spory tłok, dlatego zdumiał mnie fakt, że nagle znajomy zapach dobił się do moich nozdrzy, a ciepłe usta musnęły mnie w policzek.
- Nie powinnaś podpierać ścian  - uśmiechnął się do mnie czarująco i zabrał szklankę z dłoni. Przyciągnął do siebie i otoczył ramionami. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a blondyn zaśmiał się cicho i wtulił twarz w moje włosy. To nie był ten Liam, którego znałam. Ale mimo to jednocześnie wciąż był to ten sam mężczyzna. Dlatego nie potrafiłam odsunąć się od niego choćby na krok.  Aż w końcu tak samo jak za każdym razem tego wieczoru, po prostu zniknął, zostawiając mi na barku jedynie kieliszek czerwonego wina.


                Skrzyżowałam ręce na piersi drżąc na zimnym wietrze po czym przytknęłam do ust prawie już dopalonego papierosa. Po chwili zwitek opadł na ziemię i został przydeptany czubkiem czarnej szpilki.  Potarłam ręką o zmarznięte ramię i poczułam jak ciężka marynarka opada na moje ramiona.
- Hej - miał tak dziwnie smutny głos.
- Witaj - spojrzałam na niego, próbując utrzymać pojawiające się nie wiadomo skąd łzy w ryzach.
- Chyba powinniśmy porozmawiać - oparł się o balustradę tarasu i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Tę samą, którą zostawiał mi co rano.- Chcesz? - wyciągnął opakowanie w moją stronę unosząc brew do góry.
- Nie ja właśnie.. Daj - złapałam papierosa i odpaliłam zamaszystym ruchem.  To zdecydowanie pomagało mi na stres. Przymknęłam powieki zaciągając się dymem i zapachem papierosów pomieszanych z wodą kolońską mężczyzny. Uśmiechnęłam się pod nosem i otworzyłam oczy spoglądając na ogromny ogród pod naszymi stopami.
- Czemu kazałaś mi odejść?- przeszył mnie zimnym spojrzeniem.
Odwróciłam głowę w drugą stronę wystawiając policzki na zimny powiew wiatru. Przyłożyłam dłoń do ust ponownie zaciągajac się dymem z papierosów.
- Czemu do choler? - pierwszy raz w życiu Liam Crassender krzyknął na mnie w taki sposób.
Spojrzałam na niego uważnie i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Żebyś nie oszalał - zagryzłam usta. - Najwyraźniej za późno.
Zrobiłam krok burząc mur, który znów zaczął się pojawiać między nami i wspiąwszy się na palce złożyłam na jego policzku delikatny pocałunek.
- Żegnaj Liamie Crassender.
Stukot moich szpilek poniósł się echem po wąskim korytarzu, a ja udawałam, że wcale nie czuję wciąż otaczającego mnie zapachu, którym przesiąknięta była porzucona na schodach marynarka.
Drzwi trzasnęły.

                Zdjęłam szpilki i rzuciłam sukienkę wraz z marynarką na stertę ubrań, do spakowania. Znalazłam leżącą na ziemi koszulkę z logo Beatelsów, dokładnie tę samą, którą zostawił mi pierwszego dnia.  Wciągnęłam na nogi stare, poprzecierane czarne rurki i związałam włosy w kok. Złapałam leżące na stole okulary i założyłam je na nos uśmiechając się do swojego odbicia w lustrze. I dopiero gdy spojrzałam w nie po raz drugi, sama nie do końca wiedząc czemu to zrobiłam, zauważyłam rodowane serce wiszące na mojej szyi. Złapałam je w dłoń zrywając z szyi i osunęłam się na kolana. Patrzyłam się na ten naszyjnik jeszcze wiele razy później, ale tak naprawdę od pierwszej chwili wiedziałam, kiedy chłopak zdołał mi go założyć.
Jeden jedyny taniec. Taniec z Iluzjonistą.
Nie płakałam. Tego dnia, ani nigdy więcej. Nie było więcej ataków.
                Nie było nic.
                Kartony zniknęły z podłogi. Ubrania zostały spakowane w walizki, książki do ogromnych toreb. Kolekcja winylowych płyt wraz z adapterem trafiła do ogromnego kufra. Mieszkanie stało się dziwnie puste. Nawet ukochany szary kubek z Kubusiem Puchatkiem nie stał na blacie w kuchni.
                Heathrow było dziwnie pełne ludzi jak na to, że był środek nocy. Ale ja stałam sama rękę kurczowo zaciskając na paku torby wiszącej na ramieniu. Czarne paznokcie wbijały się w białą skórę. Zagryzłam wargi, poprawiłam czapkę na głowie i  włożyłam słuchawki do uszu. I nagle wszyscy ci ludzie, którzy płakali bądź się śmiali, którzy rzucali się sobie w ramiona, lub przytulali na pożegnanie, oni wszyscy stali się żywym wideo, które zmieniało się wraz z muzyką. Ktoś mnie potrącił o mały włos nie przewracając na ziemię. Ale nie odwrócił się, tylko popędził dalej. Wysoki blondwłosy chłopak dopadł do niskiej brunetki z przekrwionymi od płaczu oczami. Przyciągnął do siebie i pocałował.
Odwróciłam się w stronę drzwi i przez kilka chwil patrzyłam w nie uporczywie. Ale chociaż się otworzyły to nie był to on.
Westchnęłam głośno zaciskając dłoń na srebrnym serduszku. 
                Żegnaj Liamie Crassender.  
                Jedna, samotna kryształowa łza uciekła spod powieki i potoczyła się po policzku roztrzaskując się o kamienną posadzkę w tym samym momencie gdy postawiłam pierwszy niepewny krok.
                Nie obróciłam się za siebie.
               


Nie mówisz dobranoc i nie mogę przez to usnąć  
[...] i znowu jest to rano 
 i uwierzyć trudno, że marzenia się spełniają...


Ladies and gentleman.
That's the end.
Oto ostatni rozdział śmiechu. Powiedziałam  że ta historia będzie miała pomiędzy 20 a 30 rozdziałów. Trafiłam idealnie. I chyba napisałam ją właśnie tak jak chciałam. 
Dziękuję wszystkim tym, którzy byli ze mną. 
Rozdział dla Lou. 

Tytuł i cytat w zakończeniu - HuczHucz " Gdyby nie to".
*Eric Clapton - Teras in heaven. Once again. 


5 komentarzy:

  1. Smutne,każdy koniec jest smutny. Szkoda.
    Naprawdę ta historia dała nam naprawdę wiele, oh no. To taki, żart, nie? Na prima aprils? To nie koniec?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, bo wiesz, nie chce mi się wierzyć, że to koniec. Znaczy za smutno tak jakoś jest... Tears in heaven oh

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest naprawdę piękny, mimo to nadal nie mogę uwierzyć, że to koniec tej historii. Muszę przyznać, że jak dostałam od Ciebie informację o Epilogu to nie od razu miała chęć tutaj zajrzeć. Po prostu nie chciałam już czytać końca twojego blogu. Ale mam nadzieję, że obecne będziesz pisać równie cudownie jak piszesz i może też powstanie coś nowego :) Jednym słowem czekam na nowości. :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ostatni rozdział. Nie Epilog. Epilog jeszcze będzie. Spokojnie.

      Usuń
  4. Płakałam. Co rzadko mi się zdarza. Może nie jestem twardziele, ale rzadko płaczę nad jakąś historią, ale ta mnie poruszyła.
    Uważam, że zakończyłaś w świetnym momencie. Wszystkie wątki wpsaniale dokończyłaś, i chociaż jest ochota na więcej, to nie ma żadnej tajemnicy, która może nas popchnąć do zamachu na Ciebie.
    Brawo... Naprawdę, gratulacje =)

    OdpowiedzUsuń