Gdy poszedłeś nie było już żadnego uczciwego słowa...
Drzwi
trzaskają zamykając się za mną. Okropny chłód przeszywa mnie na wskroś.
Przymykam powieki i powoli wchodzę w głąb domu. Wysokie obcasy stukają o brudne
posadzki. Otulam się rękami, rozcierając zziębnięte ramiona. Rozglądam się po
opuszczonych pomieszczeniach, które zdają się opowiadać historię zapomnianej
rodziny.
Opadam
na twardą kanapę, a z materiału wzbijają się drobinki krzu, które wirują na
wietrze widoczne w promieniach letniego słońca. Odchylam głowę do tyłu i
wpatruję się w sufit. Powinnam płakać. Ale nie potrafię.
Nerwowo
poprawiam okulary na nosie i spoglądam na wyświetlacz telefonu leżącego na
stoliku obok. Kubek z kawą paruje uwalniając delikatny zapach czekolady. W
końcu drzwi się otwierają i wysoka, postawna kobieta w blond włosach spogląda
na mnie z głębokim westchnieniem. Uśmiecham się do niej delikatnie i zabierając
rzeczy ze stołu wparowuję do sporego gabinetu o mahoniowych meblach. Kobieta
siada naprzeciw mnie i kładzie na kolanach duży czarny notes, tym razem jednak
nie zaczyna czegoś notować, tylko spogląda na mnie z uwagą.
- Przychodzisz tutaj codziennie
od pół roku i nie powiedziałaś jeszcze ani słowa. To ostatnie spotkanie, wiec
czy mogę spytać po co tu przychodzisz? - blondynka lustruje mnie uważnie, a ja
odwracam głowę w kierunku okna i przez kilkanaście sekund obserwuję jezdnię, aż
do chwili w której zobaczę czarną taksówkę. Uśmiecham się pod nosem i odwracam z
powrotem w kierunku kobiety.
- Ojciec zapisał mi cały majątek,
pod warunkiem, że odbędę terapię. Przez pół roku, codziennie mam spędzać u
terapeuty godzinę. Potem sąd wyda mi cały majątek, a ja będę mogła w końcu
sprzedać dom i zapomnieć o tym wszystkim.
- O czym? - kobieta unosi brwi
wysoko i przez chwilę widzę w niej jednego z bliźniąt Crassender.
- O przeszłości.
- Skoro chcesz o niej zapomnieć,
to czemu mówisz o niej z takim spokojem?
Wzruszam ramionami znów wpatrując
się w skąpaną w deszczu uliczkę Manchester.
- Miałam jedynaście lat, gdy widziałam
śmierć własnej matki. Wylądowałam w szpitalu psychiatrycznym po próbie
samobójstwa. Pięć i pół roku temu zginął mój brat. Jadąc do żony, która
poroniwszy po raz kolejny dowiedziała się, że nie ma szans urodzić dziecka. Nie
odzywałam się przez miesiąc, próbowałam uszkodzić sobie struny głosowe. Miałam
jeszcze kilka prób samobójczych. A potem pojawiła się jedna osoba, która nie
chciała niczego. Żadnych odpowiedzi. I dzięki tej osobie nauczyłam się, że nie
warto płakać. Siedem lat zajęło mi pozbycie się koszmarów spod łóżka, choć i
dzisiaj wracają. Ale nie mam już siły się ich bać.
Kobieta kiwa głową i w końcu
przytyka długopis do kartki papieru notując kilka zdań.
- Kim jest ta osoba? - spogląda
na mnie znad oprawek okularów.
- Nikim.
Kobieta zamyka oczy i wzdycha głęboko.
- Nie widziałam go od pięciu lat.
Czy taka osoba może być dla mnie kimś? - nie spoglądam na terapeutkę. Wciąż wpatruję
się w deszcz obmywający w angielskie uliczki.
- Może - stwierdza kobieta i dość
głośno zamyka notes. Podpisuje papier, który mam zanieść do sądu i wręcza mi go
z śmiechem. - Czas zacząć nowe życie.
Odwracam się na pięcie i otwieram
drzwi, gdy zatrzymuje mnie znajomy głos. Staję w pół kroku i zaciskam
powieki.
-
Do widzenia - rzucam przez ramię i chcę wyjść niespostrzeżenie, ale kobieta
zatrzymuje mnie jeszcze na chwilę.
- Czy możesz mi powiedzieć, kim jesteś?
Zwracam głowę w jej kierunku i widzę
jak siedzi za biurkiem z długopisem zawieszonym nad kartą pacjenta. Kiwam
głową.
- Arianna Karena Green.
Dwadzieścia trzy lata. Poprzednia diagnoza: depresja dwubiegunowa i silne stany
lękowe.
Szeroko
otwarte, brązowe oczy przeszywają mnie na wskroś. Zamykam za sobą drzwi,
prostuję się i spoglądam wprost w orzechowe tęczówki. Uśmiecham się delikatnie
do mężczyzny, którym się stał i mijam go, czując na sobie jego wzrok.
Ponoć
los lubi się z nas śmiać. A jego śmiech jest pełen ironii.
Baletnice wybijają się z ziemi. Konie robią
ostatnią foule. Brązowe oczy wpatrują się we mnie z uporem. Ciepłe usta
składają pocałunek na moim policzku. Brązowowłosa dziewczyna tańczy w deszczu.
Długie palce zabierają mi papierosa przykładając go do bladych ust. Baletnice zdają się lecieć. Konie wybijają
się z ziemi.
Głośny
tupot dobiega zza moich pleców i ktoś wykrzykuje moje imię. Odwracam się gwałtownie
pozwalając idealnemu kokowi posypać się w pył.
Witaj, Liamie Crassender…
Ech.
OdpowiedzUsuńNie lubię końców. Każdy jest smutny ;_;
Składam ci wielki pokłon, mistrzu.
Te wszystkie historie były piękne :3
Dziękuje.
Śliczne... i to już koniec? Ja nie chcę... masz mi tu zacząć pisać coś nowego, coś podobnego do tego, bo Twoje dwa inne opowiadania mi nie wystarczają, o wielki mistrzu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Lisiak
;__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________;
OdpowiedzUsuńKiedy zobaczyłam ostatnie słowa i dotarło do mnie, że to już koniec, zwinęłam się w kłębek i tak siedziałam. Może nawet godzinę.
Nie mogę. Nie mogę uwierzyć. Nie mogę uwierzyć, że to już koniec.
Kłaniam się. Życzę weny =)
Pozdrawiam
Arte'
http://www.pozeracz-ksiazek-zuzywacz-atramentu.blogspot.com/
Piękne, cudne. To opowiadanie miało duszę i piekną atmosferę. Mam nadzieję, że napiszesz coś równie magicznego w krótce.
OdpowiedzUsuńOjej pochłonęłam wszystkie opowiadania i rozdziały z twojego bloga w dwa dni. Próbuje przez to powiedzieć chyba ze te historie są wspaniałe, wciągające, że ciężko oderwać wzrok, opisy są tak przesiąknięte emocjami jakbyś to ty tam była a nie wyimaginowana postać :3 a teraz to co mi się nie podobało: cały czas i w kółko w każdym rozdziale powtarzał się słowo ,, tęczówka'' i nwm pewnie tylko ja na to zwróciłam uwagę itd. Ale poprostu mnie to irytowało wiec ci mówię. Drugą rzeczą było, to że w kazdym rozdziale minimalnie zmieniłaś wygląd bohaterki ( Ariany) i na końcu już nie wiedziałam np jak wyglądają jej włosy. Ale wiesz to tylko moja opinia.Nie wiem czy to przeczytasz nie wiem , czy cie to interesuje, ale w każdym razie myślę, że twoje opowiadania są niesamowite. :)
OdpowiedzUsuń