poniedziałek, 11 lutego 2013

(23.) Bo nawet poranna kawa smakowała inaczej w jego towarzystwie.


              Black Lab - Mine again [KLIK]

                To był pierwszy dzień z tych, w które nie chodziłam na cmentarz. Pierwszy z tych, kiedy nie czekała na mnie granatowa róża.
                To był pierwszy z  tych dni, kiedy na nocnym stoliczku przy łóżku czekał na mnie kubek pełen ciepłej kawy z mlekiem, której aromat wypełniał pokój. Pierwszy z dni kiedy czekał na mnie talerz ze śniadaniem i biała koszulka z logo Beatelsów. Kiedy czekała paczka papierosów i metalowa zapalniczka o znanym dłoni ciężarze.
                Po raz pierwszy tego dnia trzasnęły drzwi frontowe i pojawił się w wejściu do pokoju. Oparł się o framugę drzwi z uwagą lustrując moją sylwetkę, zgarbioną nad pliczkiem czystych kartek po cichu wyjętych z drukarki. Patrzył jak moja dłoń miarowo wędruję po papierze, jak grzywka w kolorze wina opada na oprawki odnalezionych w głębi znoszonej torebki, zielonych okularów. I choć czułam jego palący wzrok, zbyt byłam pochłonięta słowami pojawiającymi się na kartce, aby podnieść z nad niej oczy. Jego usta dotknęły mojego policzka zostawiając na nim mokry ślad. A miejscem w którym koniuszki palców zetknęły się z moją skórą okrytą jego własną koszulką czułam pieczenie, które przywoływało uśmiech.
                Przywykł nie mówić dużo, szanować tę ciszę, która zamieszkała w moich ustach. Czasem pytał zdawkowo o kawę, czasem proponował spacer.
Siadał przy mnie, czasem obejmując ramieniem, czasem opierając głowę na moich kolanach a czasem obserwował stojąc w progu pokoju z kubkiem gorącej herbaty w ręce.  
                Ja uczyłam się funkcjonować, dojrzewałam na nowo, a on mi pomagał, tak samo jak robił to kiedyś jego brat. Ja uczyłam się życia, on uczył się emocji, których kiedyś go pozbawiono.
Nie był wylewny w okazywaniu uczuć,  ja stawałam się czulsza na małe, delikatne, prawie znikome gesty. Łapał mnie za rękę, całował w policzek. Podchodził od tyłu i przytulał, gdy stałam przy oknie, czy robiłam coś w kuchni. Robił wieczorne kakao bez pytania, przynosił i podawał, zawsze z lekkim uśmiechem.
                Obejmował i przyciągał do siebie w nocy, ani na chwile nie wypuszczając z objęć.  Całował na pożegnanie, uśmiechał się gdy mnie widział, pozwalał nosić swoje koszule, całował za uchem tylko po to aby przez kilak sekund patrzeć na „ten niezwykły blask” w moich oczach.
                Nie był już tym sobą, którego znałam od dziecka, a jednocześnie był dokładnie tym mężczyzną, którego wyczytawszy spomiędzy linijek,  pokochałam.   
                Zatracaliśmy się w rutynie dni, kiedy budziłam się otulona jego zapachem, obok zimnej już poduszki, z letnią kawą czekającą na wypicie i zasypiałam wtulona w jego silne ramiona, z każdym spojrzeniem w oczy coraz bardziej przyzwyczajając się do wzajemnej obecności.
                 Żyliśmy ciepłymi letnimi wieczorami spędzanymi na tarasie, on z książką, ja z szkicownikiem, którego nie umiałam porzucić, przy lampce wina i świetle świec, kiedy to częściej patrzył na mnie spod zmrużonych powiek z grymasem półuśmiechu błąkającym się na spierzchniętych wargach.
                Wychodził rano, zwykle wcześniej niż zdążyłam się obudzić i wracał z wykładów wcześniej zwykle przesyłając wiadomość, z pytaniem, czy coś w domu się kończy.
                Ellaine z Willem przestali chwilowo istnieć, zagubieni gdzieś we wschodniej Europie u wybrzeży Morza Śródziemnego. Aleksa wróciła do Bristolu ,z twardym postanowieniem odcięcia się od świata, w którym żyła dotychczas. Nie pytałam gdzie był mój ojciec.
                Egzystowaliśmy więc w takiej monotonii, w świecie, który powoli szarzał. Lato odchodziło, nadciągała jesień, a  wraz z nią wszystkie konsekwencje decyzji podjętych być może zbyt pochopnie.
                Dom nie wydawał mi się już tak pusty, choć nadal nie potrafiłam otworzyć zamkniętego przez ojca w dniu śmierci pokoju mojego brata. Za bardzo bałam się dorosłej wersji koszmarów z nocnej szafy.
                Dopiero gruba koperta z adresem zwrotnym w Paryskiej Sobornie uświadomił mi, że nadszedł czas, aby zacząć w końcu nowe życie. Choć gdy dostałam na to szansę, przestałam tego chcieć.  Nie potrafiłam na nowo przywyknąć do myśli, że opuszczę Manchester a nawet Anglię. Że ucieknę, dokładnie tak jak obiecałam to sobie dawno temu.
                Nie chciałam się budzić, bez świadomości, że jeszcze jakiś czas temu tu był, choć poduszka jest zimna, Nie chciałam nie móc założyć koszulki przesiąkniętej na wskroś jego zapachem, wymawiając się zarówno przed nim jak i przed sobą, że kierowała mną nie chęć czucia jego obecności, a czyste umiłowanie wygody i poczucia przestronności jakie gwarantowała ogromna koszulka.
                Nie chciałam nie czuć rano zwietrzałego zapachu kawy, którą pił przed wyjściem.
                Nie chciałam, nie móc poczuć jego pocałunków, przesiąkniętych smakiem nikotyny, kofeiny i miętowej gumy do żucia, i oddechu o tym samym zapachu, łaskoczącego mój kark.
                Nie chciałam dopuścić do siebie świadomości, że te błyszczące oczy przestaną mnie obserwować w ten palący sposób, który zdawał się wywiercać mi dziurę od środka.
                Nie chciałam zaakceptować tego, że nie poczuję już dużej, ciepłej dłoni gładzącą moją nim zasnę. Że te same dłonie, nie będą mnie łapać za biodra i przyciągać do siebie w niedzielne poranki gdy wstawałam wcześniej od niego.
                Że nie będzie siadał w kuchni na blacie i wkładał palców do garnka stojącego na kuchence.
                Że jego książki nie będą poniewierały się po całym domu. Że schody nie będą biblioteczką zeszytów. Że przy stole w dużym pokoju można zasiadać do jedzenia, zamiast zarzucać go notatkami i szkicami.
                Że z półeczki w łazience zniknie woda kolońska i zbyt rzadko używana golarka.
                Że jego  dłoń nie będzie wyrywać mi papierosa tyko po to, aby zaciągnąć się jeden raz i wręczyć mi go z powrotem.
                Nie mogłam żyć bez niego.  
                I nawet rzecz tak prozaiczna jak picie porannej kawy, była od niego uzależniona. 


7 komentarzy:

  1. Człowieku, to jest za krótkie ;____________________; Smutne, ale dzięki temu jest lepszą historią. Co nie zmienia faktu, że ja po prostu chcę więcej... ;_________;

    OdpowiedzUsuń
  2. Więcej, więcej, więcej - to moje motto xD

    Oczekuję niedługo kolejnego rozdziału.
    Pockerowa

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny rozdział, szkoda, że taki króciutki. Szkoda też, że to już prawie koniec, ale czekam na Cd i to szybko, bo przecież ferie teraz masz XD!

    OdpowiedzUsuń
  4. No wreszcie przeczytałam:)
    Szybko przeleciało, nie zdążyliśmy się uśmiechnąć :'C
    Wydaj książkę, to już masz zagwarantowanych fanów ;3
    Mel.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział naprawdę fajny, tylko mam jedno małe ale... czemu zmieniłaś szablon?! Tamten o wiele bardziej mi się podobał. Poza tym, przy robieniu go wystąpił jakiś błąd, bo nie widać kawałka strony. Musisz to naprawić, bo ciężko zostawić lub przeczytać komentarz.

    Pozdrawiam.
    Pockerowa

    OdpowiedzUsuń
  6. Wciągnęło mnie twoje opowiadanie i jestem , wow ! pod wielkim wrażeniem ! Mega zajebiscie piszesz i normalnie marzę, żeby też dojść do takiego etapu aby tak pisać :)
    Ja dopiero zaczynam i teraz wrzuce spam , za który przepraszam http://powtorzmy-wszystko.blogspot.com/ . Mam nadzieje, że zajrzysz i powiesz co myślisz w sumie jest tam tylko prolog i pierwszy rozdział ... mam nadzieje, że jakoś mi doradzisz czy coś :)
    A i informuj mnie o nowościach u siebie na każdym blogu :)
    Byłabym bardzo wdzięczna :)
    Pozdrawiam
    -Vacker-

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zwykle świetnie. W Twoim opowiadaniu nie chodzi o fabułę, o jakieś nagłe zwroty akcji, o perypetie bohaterów, tylko właśnie o o grom ich uczuć zamknięty naprawdę w ładne opakowanie za pomocą wyszukanych słów czy zwrotów. Mi się to osobiście podoba, jako taka miła, estetyczna odskocznia od tych wszystkich momentami zagmatwanych opowiadań. (: A co do treści, to muszę się zgodzić, jednak osoba potrafi faktycznie całkowicie podporządkować sobie całą naszą rzeczywistość, a najbardziej te codziennie, banalne czynności.
    Pozdrawiam. xxx [ http://rok-w-raju.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń