Przychodziłem tam codziennie. Z nadzieją, że jej wątła sylwetka przemknie chociaż w kąciku mego oka. Że znów ją zobaczę.
Każdego dnia wycinałem z ogrodu mamy jedną, granatową różę. Taką samą jaką miałem dla niej w dniu pogrzebu.
Każdego dnia tam przychodziłem. Wiedziałem to, bo każdego dnia na grobowcu pojawiał się nowy wieniec z idealnie czarnych róż.
Tamtego dnia, po raz pierwszy nie padało. Po raz pierwszy od pogrzebu Kevina słońce wyjrzało zza chmur.
Tego dnia pierwszy raz tam stała. Ze spuszczoną głową i ramionami oplecionymi wokół zmarzniętego ciała. Jedną z chudych dłoni zaciskała na łodygach róż. Włosy splątane w koczek odsłaniały kark i policzki, pozwalając mi dostrzec idealnie wyrysowane kości policzkowe i linie szczęki. Wyglądała lepiej niż w szpitalu, ale jednocześnie znacznie gorzej niż kiedykolwiek.
Skręciłem w alejkę i zatrzymałem się obok niej. Delikatnie zabrałem jej wieniec na jego miejscu umieszczając pojedynczy kwiat. Nie spojrzała na mnie. Nie podniosła nawet wzroku z srebrnych liter wygrawerowanych w marmurowej płycie nagrobka.
- On już nie wróci prawda? - głos jej drżał, był słaby i zachrypnięty.
- Przepraszam Green… - nie wiedziałem co jej odpowiedzieć.
Przezroczysta kropla oderwała się od jej policzka i roztrzaskała o kamienną płytę. Za nią podążały kolejne.
Zarzuciła dłonie na kark i zamknąwszy oczy stała i czekała. Jakby czekała na śmierć, która teraz zabierze ją. Granatowy kwiat upadł na ziemię, pomiędzy moimi a jej nogami, jakby tworząc między nami nie widzialną granicę, mur nie do zburzenia.
Ale wystarczył jeden krok…
Opadła ciężko w moje ramiona, skryła twarz w połach marynarki mocząc koszulę. Mocno objąłem ją rękoma i przyciągnąłem do siebie, czując miarowy puls. Odwróciła głowę przykładając głowę do mojej piersi. Słuchała rytmu mojego serca.
Deszcz spadł na ziemię, pomimo słońca, które wisiało wysoko na nieboskłonie nie osłonięte choćby jedną chmurką.
W jej oczach rozbłysła dziecięca radość, gdy zobaczyła na mojej twarzy malutką tęczę błyszczącą w pojedynczej kropli wody spływającej po moim policzku. Uśmiech błąkał się na jej karmelowych wargach jak zaginiony wędrowiec. Perlisty śmiech mieszał się w idealnej proporcji z ciszą, i brzmiał w uszach jak delikatna, nie nachalna melodia.
Nagle jej dłoń wsunęła się w moją, a palce się przeplotły.
Oczy powędrowały w tamtą stronę a na blade policzki wkradł się lekki rumieniec.
- Zatańcz ze mną - wyszeptałem nim zdążyłem zdać sobie sprawę, jakie to bezsensowne czy głupie.
Ale ona przekrzywiła głową i spoglądała na mnie przez chwile spod wachlarza gęstych, ciemnych rzęs, które okalały zielone oczy, podkreślając ich głębie.
- Nie znałam cię takiego Liam'ie Crassender - uśmiechnęła się lekko, po czym wyplątała swoją dłoń z mojego uścisku. - Nie znałam cię takiego, bo taki po prostu nie jesteś - jej ton stał się nagle zimny i kłuł niczym lodowe igły zanurzające się powoli w moim ciele.
- Nie znasz mnie w ogóle - powiedziałem głośno, starałem się przekrzyczeć rzęsisty deszcz. Ale ona mnie nie słyszała.
Stała na środku parku, z głową odchyloną delikatnie w tył. Policzki miała wystawione na słońce i deszcz. Płomienne włosy spływały kaskadą na plecy falując lekko pod wpływem wilgoci, i okalały jej chudą twarz, uwydatniając jeszcze bardziej wystające kości policzkowe.
Siedziała pod drzewem, tak jakby na mnie czekała. Tak samo jak codziennie. Usiadłem na ławeczce naprzeciw. Tak samo jak codziennie. Przekrzywiła głowę w lewo i spojrzała na mnie z ukosa lekko się uśmiechając. Tak samo jak codziennie. Ale tego dnia nie uciekła, gdy do niej podszedłem.
Usiadłem obok niej, opierając się o pień drzewa, z jedną nogą wysuniętą do przodu, a drugą zgiąłem w kolanie i oparłem na niej łokieć. Przekrzywiłem głowę w bok i spojrzałem na nią z uwagą. Zmieniła się od chwili gdy ostatnio była tak blisko mnie. Duże zielone oczy miały w sobie namiastkę dawnej dziecięcej radości. Policzki nie były już tak zapadnięte, a obojczyki, które wyraźnie rysowały się pod luźną bluzką, nie wystawały już tak przeraźliwie, jakby jej zachudzone ciało znów nabrało choć trochę dziewczęcej delikatności. Piegi, zdobiące nos zdawały się ciemniejsze, pięknie podkreślały głębie zieleni jej tęczówek. Jednak dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę najważniejszą zmianą w jej wyglądzie było zniknięcie płomiennie rudych włosów, które były znakiem jej buntu wobec ojca.
Teraz jej twarz zamiast prostych, czerwonych włosów okalały delikatnie falowane kosmyki w kolorze wykwintnego wina, a gęsta grzywka była podtrzymywana przez oprawki sporych zielonych okularów spoczywających na nosie.
- Czemu tak patrzysz? - spytała cicho.
Jej głos drżał lekko, jakby przesiąknął miesięczną ciszą, która panowała w jej ustach od śmierci Kevina.
- Jesteś taka piękna … - Jej śmiech znów zadźwięczał w moich uszach niczym delikatna melodia.
- Może jestem może nie. Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie - chrypa nie zniknęła.
- Co chciałabyś usłyszeć? Oboje doskonale wiemy, że nie prawdę.
Powoli skinęła mi głową, jakby dając znak że się zgadza.
- Powiedz w takim razie, co widzisz kiedy na mnie patrzysz - jej głos, pomimo rzekomej beztroski brzmiał smutno, jakby wymawiając te słowa śpiewała żałobną melodię, lub wygłaszała mowę pożegnalną.
- Widzę… - mój wzrok przefrunął po jej bladej twarzy. - … Piękną, inteligentną, młodą dziewczynę, która staje się kobietą. Widzę jej duże zielone oczy spoglądające na ciekawsko, ale jakby z dystansu. Widzę jak jerj rozbiegany wzrok stara się pochłonąć jak najwięcej z tego wszystkiego co ją otacza. Widzę jak marszczy nos ze zdziwienia. Widzę jak piegi pojawiają się na jej nosie wraz z promieniami słońca, które na niego padają. Widzę, że choć jest tak piękna, to ma w sobie coś niewyobrażalnie szpetnego - uniosłem powieki i jeszcze raz zlustrowałem jej twarz. - Jest smutna. A ten smutek ukazuje się wszędzie. I choć jej uśmiech jest jedną z najpiękniejszych rzeczy jakie kiedykolwiek widziałem, to jest przytłoczony. To ten uśmiech woła o pomoc. Ten uśmiech, pokazuje tą dziewczynę w całości. I ten uśmiech chyba pokochałem… - pochyliłem się i schowałem twarz w dłoniach - Przepraszam. Zachowałem się jak idiota, raczej nie o to pytałaś - mój głos był stłumiony przez ręce zakrywające usta.
Ale ona nie odpowiedziała. Siedziała oparta o drzewo, z głową odchyloną do tyłu i zamkniętymi oczami. Jej klatka piersiowa unosiła się idealnie równo. Równomierny oddech podrzucał kilka kosmyków opadających na twarz.
Nie potrafiłem się oprzeć, gdy moja ręka uniosła się do góry i dotknęła jej policzka. Nie umiałem się oprzeć Ariannie Green…
Ale pierwszy raz w życiu umiałem się do tego przyznać.
Hmmmm... pisałam długo. Bardzo. Ale... chyba jest w końcu tak jak być powinno.
Tytuł to cytat z tej piosenki.
Mamy 5 tys wejść.
Dziękuję.
Hmmmm... pisałam długo. Bardzo. Ale... chyba jest w końcu tak jak być powinno.
Tytuł to cytat z tej piosenki.
Mamy 5 tys wejść.
Dziękuję.
Czytasz = Komentujesz
wspieram akcję
Zaczynam się powtarzać, ale to jest tak genialne, że człowiekowi po prostu brak słów... brak słów...
OdpowiedzUsuńKobieto, jesteś geniuszem *.*
http://www.pozeracz-ksiazek-zuzywacz-atramentu.blogspot.com/
Świetne:) Zgadzam się z Artemiteną jesteś stu procentowym geniuszem! :D Już nie wiem co mówić, naprawdę piękne;3
OdpowiedzUsuńPisz, pisz :)
Mel.
Hmmm czytam sobie i czytam no i coraz bardziej moje usta się otwierają :) Jak ty Bosko piszesz kobieto. Oddaj mi trochę swojego talentu a będą mega szczęśliwa :* Czekam na kolejne nowości :*
OdpowiedzUsuńCałuski Kaja :**
Pamiętam cię.
OdpowiedzUsuńNieobliczalna, Pozdrawiam
PS Bardzo dziękuję za miłe słowa
Nadrobiłam co miałam nadrobić i jestem pod wrażeniem ; ) .
OdpowiedzUsuńU mnie na reszcie pojawił się nowy rozdział więc serdecznie zapraszam na ; http://maryska-i-maka.blogspot.com .
Liczę na jakiś komentarz ziomuś ; P .
Pozdrowienia z Trójmiasta ** MikaxD bądź Wredota
Śliczne, zgadzam się z każdym, kto pisał komentarz.
OdpowiedzUsuńNaprawdę jesteś geniuszem.
Pozdrawiam.
Pockerowa
Twój język staje się coraz bardziej bogaty, tak samo jak i Twoja wyobraźnia co obfituje napraw świetnymi, bajecznymi opisami. (: Jak dla mnie trochę za mało tutaj takich normalnych, codziennych ludzkich rozmów, przecież nie zawsze mówimy praktycznie wierszem, ale zdaję sobie sprawę, że właśnie na tym polega urok tego opowiadania. ;-))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. xxx [ http://rok-w-raju.blogspot.com ]