Wysoka, ciemna blondynka wsiada
do autobusu i poprawiając wysuwające się spod dużych słuchawek kosmyki włosów
kasuje bilet. Po chwili czując, jak autobus znów się zatrzymuje, rusza w
poszukiwaniu siedzenia, zbyt jednak pochłonięta przez muzykę nie dość uważnie
rozgląda się wokoło, po chwili wpadając na wysokiego blondyna. Mimowolnie
kieruje dłoń do ściętej na bok grzywki, która opada na twarz, zatrzymując się o
oprawki dużych okularów, które spoczywają na nosie dziewczyny.
Unosi wzrok, i czuje jak serce kołacze
jej w klatce piersiowej, gdy spogląda w czekoladowe tęczówki, które znają
wszystkie jej tajemnice.
Ona się nie odzywa, on także
milczy, lustrując ją pełnym zdumienia spojrzeniem. Po chwili dziewczyna odsuwa
się o krok, aby po chwili dumnym krokiem, z wysoko uniesioną głową wyminąć
młodego mężczyznę.
Zaciska dłoń na rączce torby,
która swobodnie zwisa na jej ramieniu i przygryza wargę, tak mocno, że czuje
smak krwi.
Jej oczy zaciskają się
automatycznie, jakby próbując powstrzymać łzy, które usilnie starają się uciec
spod powiek i zmoczyć blade, pastelowe policzki.
Granatowa oprawka, przylegająca delikatnie do skóry,
zatrzymuje samotną kroplę spływającą wzdłuż pociągłej twarzy.
Oddech drży, pozwalając ciału
trzęść się pomimo majowego upału. Kuli się w sobie, na wspomnienie szczypania
świeżo otwartych ran, zadanych nożem i soczystą czerwień krwi, kontrastującą z
bladą jak płatki śniegu skórą nadgarstków.
Od chwili w której się poznali
minęło jedenaście miesięcy. Czyli właściwie prawie rok. Z jednej strony bardzo
krótki odcinek czasu, jednak z drugiej to wiele pojedynczych momentów niosących
za sobą niespodziewane konsekwencję.
- Idiota – warknęła do śmiejącego się blondyna, który zajechał jej
drogę rowerem, o mały włos nie potrącając psa, który skulił się przy jej nodze,
podkulając zwykle podrygujący radośnie ogon pod siebie.
- Amy – koleżanka porwała ją w ramiona uśmiechając się od ucha do ucha.
– To mój kolega, Charlie – usłyszała za swoimi plecami
delikatny pisk opon, po czym charakterystyczny śmiech.
- A my to się już chyba znamy – w odpowiedzi na zaczepkę odwróciła się
na pięcie i uśmiechnęła kwaśno.
- Nie wydaje mi się. Amy – wyciągnęła dłoń, mierząc go uważnym
spojrzeniem, które ani na chwile nie przestawało wywierać na nim presji.
Coś w nim, w samym jego stylu bycia, w pół uśmiechu igrającym na
twarzy, w czekoladowych oczach irytowało ją, a jednocześnie sprawiało, że
chciała go poznać.
A w niej? Co zachwyciło go w niej? Nie umiał stwierdzić co sprawiło, że
ogarnęła go nie wytłumaczalna chęć zrozumienia powodu pięknego, acz smutnego
błysku w jej zielono-brązowych oczach.
- Charles – uścisnął delikatnie jej dłoń, jakby bojąc się, że nad wyraz
wrażliwa i zsiniała od chłodnego jak na
koniec czerwca wiatru, zaraz usypie się w popiół.
Na tę powagę, uśmiechnęła się kącikiem ust, sprawiając, że Camille,
stojąca obok i przyglądająca się całej sytuacji stwierdziła, że są do siebie
tak cholernie bardzo podobni, niczym bliźnięta.
Spuściła głowę, aby nie pozwolić mu dojrzeć rumieńców zalewających falą
jej polików, jednak z uwagą wciąż obserwowała jego poczynania.
Po chwili, gdy ziemny wiatr ostudził rozgrzaną twarz wyprostowała się i
obrzuciła go długim i uważnym spojrzeniem.
Wysoki, z dopracowaną sylwetką, ubrany w zwyczajną czarną bluzę, która
przesiąknięta zapachem jego wody kolońskiej, teraz nasiąkała także dymem
mentolowych papierosów. Tytoniowy opar unosił się w powietrzu, otaczając ją ze
wszystkich stron, a gdy mocny podmuch uderzał w jej twarz wtłaczając do jej
nozdrzy jego zapach, marzyła aby móc kiedyś założyć na siebie ten sweter, który
musiał pachnieć właśnie tak samo.
-Palisz? – pytanie wytrąciło ją z zamyślenia, sprawiając, że zachwiała
się na mostku, na którym stała i o mały włos nie wpadła z chlupotem do wody.
- Nie – pokręciła głową – Moja babcie zmarła na raka płuc – pociągnęła
nosem, ocierając go rękawem letniej marynarki.
Skinął tylko głowa ze zrozumieniem i wyciągnął kolejnego papierosa z
paczki, po czym opalił, owiewając jej bladą twarzyczkę szarym dymem.
Wyprostowała się, zaciągając się nim pełną piersią. Gdy otworzyła oczy tuż
przed sobą widziała jego roześmianą twarz.
- Naprawdę? – uniósł jedną brew do góry, wykrzywiając twarz w grymasie
rozbawienia.
- Ten zapach przypomina mi dzieciństwo – fuknęła na niego, aby po
chwili z zadowoleniem parzy jak rozbawienie ustępuje miejsca zmieszaniu.
Uwielbiała go denerwować, drażnić, wyprowadzać z równowagi i kłócić się
z nim bez powodu i o największą błahostkę.
On, za to uwielbiał, gdy w zdenerwowaniu, lub zamyśleniu przygryzała,
dolną wargę i lustrowała świat uważnym spojrzeniem zielonych tęczówek, lub
złościła się, za wszystkie nieodpowiednie i dwuznaczne uwagi jakie zwykł
czynić, z błyskiem w oku waląc go w klatkę piersiową zaciśniętymi w piąstki
dłońmi.
Znała go na wylot, i doskonale wiedziała, że wbrew pozorom są do siebie
tak bardzo podobni, że jedno wie, co powie drugie, ale mimo to, uwielbiała
rozmawiać lub pisać z nim godzinami wypytując o bzdury lub denerwując, tylko po
to, aby widzieć jak się złości.
Uśmiechała się za każdym razem, gdy pisał, zaczynając rozmowę, niby
przypadkiem, gdy tylko się pojawiał. Zazwyczaj od przeprosin, za to, że zasnął
w końcu z telefonem, podczas rozmowy z nią.
Nie chciał, aby się na niego obraziła, przepraszał nagminnie, starał
się za bardzo, jednocześnie bojąc się zrobić cokolwiek. Wykonać jakikolwiek
krok. Jednak, gdy zachorowała, zaczął się od niej w jakiś sposób oddalać.
Długie tygodnie siedziała w domu, a on pisał do niej zawsze punktualnie o wpół
do szóstej, z uśmiechem zaczynał rozmowę. Jednak te rozmowy zaczynały stawać
się coraz krótsze i pełniejsze pustych słów, lub emotikon wysyłanych na siłę.
A on cierpiała wewnętrznie, odreagowując wściekłość na klasę, której
nienawidziła na samej sobie. Autoagresja, cięcie się. Zauważył znamiona, pytał
o nie, ale ona nie chciała powiedzieć mu prawdy.
Kochała go, bała się , że się od niej odwróci, popełniając tym samym
największy błąd. A on, sądząc, że jest dla niej tylko zabawką, zakochał się w
jej koleżance. Nie czującej do niego nic.
Później, wiele razy patrząc w lustro, rozmawiając z samą sobą
wyrzygiwała sobie to, że nie zdążyła mu na czas wyznać tego co czuła.
- Zobaczymy jaka
jesteś silna- zaśmiał się, owijając nadgarstki smyczą siedzącego na schodach
psa i wręczając jej koniec.
Uśmiechnęła się zwycięsko i zaciskając dłoń stanęła mocno na nogach.
Pociągnęła raz a on zachwiał się na nogach. Pociągnęła drugi i
nieodzyskawszy jeszcze równowagi poleciał do przodu. Przygniótł ją do drzwi,
przy których stała i oparłszy dłonie o szybę, po dwóch stronach jej głowy
zaśmiał się melodyjnie.
- Dałem ci fory - jego serce pędziło w piersi.
- Chyba nie - tak samo bardzo
jak jej.
Nie wiedzieli jak się zachować. Ona dyszała ciężko, jakby właśnie
ukończyła maraton, a on wstrzymywał oddech lustrując każdy skrawek jej twarzy.
Sygnał wiadomości zakłócił cisze, przerywaną dotąd tylko jej rytmicznym
oddechem. Zgrzytnęła zębami, przymykając oczy. Gdy jej powieki na powrót
uniosły się w górę, n stał na pierwszym schodku nieporadnie spoglądając na
swoje dłonie, które wykręcał w różne strony.
Pluła sobie w twarz, tym, że nie miała wówczas odwagi, skraść mu
jednego pocałunku.
-Skąd to masz?
Uciekła wzrokiem, przed jego natarczywym spojrzeniem, błądząc po
świeżym śnieżnym puchu, który wciąż spadał z nieba, warując zasłaniając ledwo widoczne ślady wydeptane
przez buty.
- Nie ważne - jej ton był równie
władczy co jego.
Wyrwała dłoń z silnego uścisk, zasłaniając poraniony nadgarstek na
powrót rękawem płaszcza.
- Powiedz.
Przymknęła powieki, zastanawiając się czy powiedzieć prawdę czy
skłamać.
- Pocięłam się zadowolony? - spojrzenie jej wściekłych oczu,
przepełnionych łzami przewiercało go na wylot.
- Dlaczego?
Mówienie prawdy było dla niej zbyt trudne. Przywykła przecież do tego,
że ludziom się nie ufa. Przywykła, że to podłe kreatury, które chcą grać na jej
uczuciach.
- A jak sądzisz?
- Rodzice?
Przygryzła wargę.
- Chłopak?
Dalej nie otrzymywał odpowiedzi.
- Ja?
Zaszklone od łez oczy zwróciły się ku niemu, otwierając szeroko i
patrząc z niedowierzaniem.
Skinęła głową, bardzo powoli, jednocześnie zastanawiając się, czy
mówienie prawdy kłamiąc, wciąż jeszcze jest tym, czym być miało.
- Czemu?
Ale jej wahanie trwało tylko kilka sekund.
- A czemu cięłabym się przez chłopaka? - uniosła wysoko brwi, czekając
na jego odpowiedź.
Nie powiedział jednak nic, kręcąc jedynie głową.
- Bo cię kocham - odwróciła się na pięcie . - Tak po prostu.
Odeszła, zagryzając spierzchłe od mrozu usta i czując jak łzy, toczące
się po policzkach parują i stają się zimne jak lód.
Rozmawiała z nim
jeszcze wiele razy potem. Kazała mu zapomnieć o tym, co mu powiedziała. Zgodził
się, pod warunkiem, że ona przestanie robić sobie krzywdę. Kochała go tak
mocno, że była w stanie złożyć mu taką obietnicę. Ale zawsze, gdy widziała na
wyświetlaczu telefonu słowo "Hej" i jego numer, jako nadawcę,
zastanawiała się, czy rozmawia z nią, bo tego chce, czy może dlatego, że jest
mu jej żal. I w ten oto sposób rozmawiała z nim coraz mniej i mniej,
ograniczając się do sporadycznego "hej" i "co u ciebie".
Ale z nadejściem wiosny, pewnego dnia, stał się na powrót tak rozmowny
jak kiedyś, a w niej odżyła wciąż nie do końca wyleczona miłość do niego.
" Hej" przywitał się, jak zwykle. " Co tam?" ale
biła od niego jakaś radość.
W końcu dowiedziała się co było tej radości powodem.
On zakochał się w kimś innym, nie dając jej szansy tak naprawdę nigdy
się dowiedzieć o tym, że kiedykolwiek żywił względem niej silne uczucie.
Dwa złamane serca, przez
odwzajemnioną miłość, której nie pozwolono na czas stać się najważniejszym
aspektem życie.
Ucieczka w poszukiwaniu
szczęścia, które tak naprawdę było w zasięgu ręki.
Otwiera powieki spoglądając raz
jeszcze prosto w brązowe tęczówki jego pięknych, głębokich oczu, aby po chwili
raz na zawsze zakończyć ten rozdział w życiu.
Oboje chcieliby zacząć od nowa,
ale oboje wiedzą, że już tego nie zrobią.
Ona wypiękniała, stała się
dojrzalsza. Z dziecka zmieniła się w młodą kobietę.
On dorósł i zdał sobie sprawę z
tego, że są w życiu rzeczy znacznie ważniejsze niż alkohol i papierosy.
Tylko wnioski przyszły za późno.
Naciska
guzik domofonu czekając, aż drzwi i ustąpią. Po chwili odskakuje, chwiejąc się
lekko na nie wysokich obcasach botków.
Brązowe tęczówki, skryte za okularami
obserwują ją z uwagą, przyglądając się zgrabnej figurze i długim nogom.
Jej serce przyśpiesza w piersi,
gdy do jej nozdrzy dobija się zapach, równie intensywny, co wówczas, gdy stała
na klatce, do której teraz zamierza wejść, przyparta do drzwi, wpatrująca się w
jego czekoladowe oczy.
- Co? - głos jej przyjaciółki
ściąga ją z powrotem na ziemię.
- Już nic - mówi cicho, mijając
go w drzwiach.
Nigdy nie sądziła, że będzie
dziękować bogu, za tak cudowny wymysł jakim okazały się dla niej okulary
przeciwsłoneczne, będące jedyną barierą, jaka zatrzymała ją przed wybuchnięciem
głośnym płaczem, na samo wspomnienie tego, co kiedyś istniało między nimi. A
ściślej rzecz ujmując, na wspomnienie tego, czemu zaistnieć nie pozwolili.
Bo obojgu głupia duma, zabroniła
powiedzieć przepraszam….
I znów dla Pats... I znów jej dziękuję. I znów płaczę... I znów zapewne przepraszam.
. Potraktujcie ją proszę jak bajkę...
. Potraktujcie ją proszę jak bajkę...
I co?
OdpowiedzUsuńTo już koniec? ;(((
NIEEE!!!!!!!!!
To opowiadanie zaliczam do jednych z najlepszych jakie czytałam! Zainteresowało mnie cholernie! I to przesłanie!
<333333
Coś czuję, że będę się z tym opowiadaniem rozstawać co najmniej przez dwa dni. T_T
Piszesz niesamowicie.NIE-SA-MO-WI-CIE, powtarzam.
A to... na to powyżej aż mi słów brak.
Tak po prostu.
Koniec ??! Naprawdę ??? :(
OdpowiedzUsuńTa historia rzeczywiście jest jedną z najpiękniejszych, najsmutniejszych i najbardziej wzruszających :3
Normalnie jakbym wpadła do dołka ^^
Dziwnie się czuje po przeczytaniu twojego dzieła :'(
Jakoś tak smutno <3
Pozdrawiam M :)
Ech no i co mam powiedzieć, jak to jest tak Cudowne że nie wyduszę z siebie słowa... CUDOWNIE (udało się po trudach. No nie wiem dlaczego, ale ja to bym bardzo chciała żeby był ciąg dalszy, ale wszystko ma swój początek i koniec. Mimo o jest Przepiękna :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :**
dziękuje, cudowne jest<3
OdpowiedzUsuńO matko, jak ja tego nie lubię, jak mnie to boli, że ludzie, którzy nawzajem się kochają, nie potrafią sobie o tym powiedzieć przez zbyt wielką dumę... A dziewczyna, jak ona mogła się pociąć, to nie jest najlepsze rozwiązanie w takiej sytuacji. :(
OdpowiedzUsuńTak, tak. Dobrze widzisz, z małym opóźnieniem, ale jednak wróciłam. :D
http://rok-w-raju.blogspot.com
Świetne. Uwielbiam to :) Fakt, ich zachowanie jest... straszne i dziwne, ale całkiem zrozumiałe. W każdym razie odwaliłaś kawał dobrej roboty, a ta jednoczęściówka jest piękna...cudna po prostu :3
OdpowiedzUsuń