Zielone, zaszklone kurtyną słonych, krokodylich łez oko spoglądało na niego zdawać by się mogło, że z wyrzutem, jakby szukając w jego twarzy winy, za to co się stało.
Wtulona w starszego brata, kryła się przed wścibskimi dziennikarzami. Ci jednak zdaje się, nie odpuścili, na efekt czego spoglądał teraz szatyn siedzący na podłodze w moim korytarzu. To już nie byłem ja. Nie ten ja, którego znałem.
Samego mnie zdumiał efekt jaki przyniósł przeczytany przez mnie artykuł.
Wszystko docierało do mnie po fakcie. Nie wiem, czemu tak zareagowałem, ale gdy ciemny napój spływał już po mahoniowych drzwiach sącząc się kroplami na jasne panele i wciąż jeszcze mokre skorupki rozbitego kubka nie dało się już cofnąć niczego co zrobiłem.
- Co się stało?!
Do moich uszu docierało walenie w drzwi i krzyki Ellaine.
- Nic – powiedziałem słabo, jednak na tyle wyraźnie, aby stojąca po drugiej stronie drzwi dziewczyna usłyszała.
- I kubkami tez rzucasz bez powodu?- zamek puścił, a Stachowski stała nade mną z pytającą miną i brwiami kpiąco uniesionymi do góry.
Odwróciłem wzrok i już po chwili poczułem jak szarooka siada obok mnie.
- Kim ona dla ciebie jest? – zapytała, spoglądając z delikatnym uśmiechem na wycinek z gazety, który kurczowo ściskałem w dłoni. W jej głosie wyczułem jakiś rodzaj przybicie. Podążyłem za jej wzrokiem i zdałem sobie sprawę, że ona przecież też zna Arianne.
Westchnąłem głęboko, znów przyglądając się wyścigowi jaki urządziły sobie krople herbaty na płaskiej powierzchni drzwi.
- Nie wiem – powiedziałem w końcu. – Ja ją kocham. Kocham i nienawidzę jednocześnie.
-Ouć – moja towarzyszka skrzywiła się nie znacznie gdy wypowiedziałem przedostatnie słowo. – a czym zasłużyła sobie na tę nienawiść?
- Czy ja wiem – spojrzałem na swoje dłonie, w których nerwowo tłamsiłem kartkę. – po prostu nienawidzimy się nawzajem. Od zawsze.
Zaśmiała się po dnosem.
-Ale ją kochasz – bardziej stwierdziła, niż zapytała.
-Mhym – potwierdziłem, kiwając jednocześnie głową.
- Oj Liam, Liam co z ciebie wyrośnie – zaśmiała się dziewczyna, jednak ucichła szybciutko pod ciężarem mojego spojrzenia. – A tak na poważnie, to coś na pewno da się poradzić – dźgnęła mnie w żebra, chcąc poprawić nastrój.
Gdy Cię nie ma Każdy kawałek mojego serca za Tobą tęskni *
- Znasz ja prawda? – zapytałem stawiając przed koleżanką kubek z ciemną, mocną kawą.
Nie odpowiedziała mi, a jedynie pokiwała głową, wpatrując się w świecący za oknem księżyc. Moglibyśmy zapalić światło, ale wystarczyło nam lekka srebrna poświata ziemskiej satelity, a panujący w salonie półmrok zdawał się w jakiś sposób sprzyjać rozmową w typie tych, jaką nieodwracalnie musieliśmy przeprowadzić.
- Proszę nie każ mi tego opowiadać - głos jej drżał a zwykle skrzące się radosnymi iskierkami szare oczy tym razem mieniły się tysiącami słonych kropli łez.
Zamknąłem usta, które otwierałem aby zadać jej pytanie.
-Czemu? - jej zrozpaczony wzrok wciąż potrafił mrozić niczym temperatury bieguna południowego.
Prychnęła, następnie udzielając mi odpowiedzi:
- A myślisz, że chcę ci opowiadać o tym jak byłam zagubionym dzieckiem, które po stracie obojga rodziców wylądowało w wariatkowie? - prawie krzyknęła, a oskarżycielski ton przepełniony był goryczą. - Tak. Wylądowałam w wariatkowie! - nie przestawała krzyczeć, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że staram się ją uspokoić. - W jednym pokoju z Arianną Green, która wtedy pomogła mi wygrać z chorobą. Szkoda tylko, że ja nie umiałam pomóc jej. Teraz zdawało mi się, że mogę się jej odwdzięczyć. Gdy dowiedziałem się, że potrzebuje krwi oddałam ja bez wahania! Zrobiła dla mnie tak wiele. Zdawała się być tak silna. Wtedy… teraz… ale okazuje się, że to ja wygrałam z chorobą!
Gwałtownie skrępowałem jej nadgarstki, które miarowo uderzały o moją klatkę piersiową i unieruchomiłem dziewczynę.
-Jaką chorobą? -zapytałem, jednak Słowianka odwróciła twarz. - Jaką chorobą do cholery? - teraz i ja krzyczałem dysząc ciężko i z wyczekiwaniem wpatrując się w odbijające białe światło oczy dziewczyny.
Wypuściła oddech z płuc.
- Z depresją. Załamaniem psychicznym -cicha odpowiedź, która padła z ust panny Stachowski sprawiła, że mój oddech właściwie stanął.
Tak samo jak serce.
Jedynie oczy, uciekały rozkojarzone we wszystkie strony.
- Nie powiesz mi, że nie dało się domyślić? - spojrzała na mnie z pod wysoko uniesionych brwi.
- Nie wiem. Nie widywałem jej prawie w ogóle. Will spędzał z nią każdą wolną chwilę. Był jej potrzebny - ciężko opadłem na kanapę, przecierając dłońmi zalaną potem twarz. - Nigdy nie rozumiałem czemu. Do czego. Teraz wiem - smutny uśmiech dziewczyny, która usiadła na przeciwko mnie na parapecie zachęcił mnie abym dalej snuł opowieść. - Czasem, nadal mam wrażenie, ze oni bardziej przypominają rodzeństwo bardziej niż ja z Willem kiedykolwiek.
- Miałam jedenaście lat, moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Ja go przeżyłam. Jechałam wtedy razem z nimi. Stałam i patrzyłam, jak wyciągają ich pogruchotane, zakrwawione ciała z samochodu i nic nie mogłam zrobić - potok słów sam wylewał się z ust Ellaine, tak samo jak czarne od tuszu do rzęs łzy, które spływały po jej policzkach. Jednak nie przestawała powiadać… - I wiesz co jest najstraszniejsze? Że stałam tak i patrzyłam na to, a ludzie kręcili się wokół mnie i nikt nie zadał sobie trudu zabrania mnie stamtąd. Te obrazy… one wciąż powracają. W dzień, w nocy, w chwili, kiedy najmniej się ich spodziewam. W chwili, która jest najmniej odpowiednia - głos był cichym szeptem, ale w idealnej ciszy pokoju byłem w stanie wyczytać z niego każde najmniejsze drżenie niczym z otwartej księgi. - Gdy byłam dzieckiem, nie byłam sobie w stanie z tym poradzić. Załamałam się. Tak trafiłam do Świętej Klary. Do jednego pokoju z Arianną. Bałam się świata, a ona była pewna tego, że ją wypuszczą i wszystko pójdzie po jej myśli. Imponowała mi. Chciałam być taka sama. Chciałam nauczyć się sobie radzić. Poprosiłam ją o to. Wyciągnęła mnie z choroby wiesz? - na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. - nauczyła mnie grać w taką grę. Grę, której nauczyła ja jej mama. Kazała mi zawsze gdy przychodziły złe wspomnienia zacząć myśleć o …
-… czymś dobrym - dokończyłem za dziewczynę, jednocześnie przyglądając jej się z uwagą, jakby pytając czy dobrze myślę.
Skinęła głową.
- Tamten wypadek… kierowca, który w nas wjechał był pijany - dziewczyna kontynuowała, nie zważając już na krystaliczne krople zraszające obficie jej policzki. - Został skazany na 15 lat więzienia. Poprzedni wyrok miał w zawieszeniu. Ale to, że wylądowała w więzieniu nie zwróciło moim rodzicom życia. Gdy wyszłam ze szpitala… myślałam, że Arianna sobie poradzi. Zdawała się być tak silna. Aż do teraz uparcie wierzyłam, że wygrała. Ale jej choroba okazała się silniejsza.
Serce obawia się cierpień [...] Powiedz mu, że strach przed cierpieniem jest straszniejszy niż samo cierpienie **
Kolejne skrawki z gazet, wycinki, z nagłówkami krzyczącymi o skandalach i upadającej rodzinie Greenów. Kolejne zdjęcia, robione przez upartych reporterów. Kolejne zapłakane spojrzenia. Następujące po sobie artykuły, które przeczą sobie wzajemnie.
- To bez sensu - przerwałem w końcu idealną ciszę panującą w mieszkaniu. Cisnąłem pliczkiem kartek i stół i wstałem z krzesła. Pod moimi nogami leżał jeszcze jeden artykuł z gazety.
UPADEK RODZINY GREENÓW. PRAWDA CZY MIT?
Prychnąłem, zastanawiając się ile artykułów poświęconych finansowemu spadkowi firmy należącej do rodziny Arianny mogli jeszcze napisać. Ale gdy spojrzałem na tytuł zrozumiałem, że nie o tego typu upadek chodzi tym razem.
Czy jedna z najbardziej znanych w Wielkiej Brytanii nowobogackich rodzin naprawde chyli się ku rozpadowi?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Źródła donoszą najróżniejsze wersje. Począwszy od tego, że pan Green jest cierpliwym i bardzo kochającym ojcem, który wspiera swoje dzieci a kończąc na takiej, która obwieszcza nam, iż biznesmen po śmierci pięknej żony zamknął się w sobie i nie dba o dzieci, które śmierć kobiety z całą pewnością przeżywają nie mniej niż on sam.
Nie wiemy, która z tych wersji jest prawdziwa, a przypuszczać można zapewne że właściwa leży gdzieś po środku.
Nikt bowiem nie wierzy aby pan Green, który nawet wobec najmłodszej córki Arianny (12 lat) jest niezwykle surowy stał się nagle wspaniałym nader ckliwym opiekunem.
Ktoś z otoczenia rodziny donosi jednak o nader niepokojącym zajściu, jakim jest prawdopodobne zapadnięcie panienki Green na jedną z licznych chorób psychicznych. Brzmi to niewiarygodnie, gdyż osoba wychowująca się w tak bogatej i dobrze sytuowanej rodzinie powinna mieć wspaniałe warunki.
"Nie zamierzam tego komentować" to jedyna odpowiedź, jaką dało się nam zdobyć od Kevina Green'a (16 lat). Brukowce rzuciły się na to zdanie niczym wygłodniałe wilki na padlinę. Spekulacje, na temat tego, iż chcą chorobę dziewczyny zataić pojawiły się właściwie natychmiastowo. Ale te słowa nie dają nic, żadnego jasnego, lub "ciemnego" przekazu.
Jeśli nawet Arianna Green nie przeszła załamania nerwowego, o którym się spekuluje, to mam wrażenie, że tabloidy bardzo chcą wpędzić w nie młodą dziewczynę. Nie myślą tylko o tym, jaką cenę za ich sensację, przyszło płacić dziedziczce fortuny.
Zmrużyłem oczy, starając się zrozumieć przekaz autora owego tekstu. Nie był on jasny. Nie obstawał przy żadnej tezie, ani nie rzucał żadnych oskarżeń, przeleciałem wzorkiem po tekście w poszukiwaniu źródła.
Post z bloga "My words, my worlds " pisanego przez kontrowersyjną somethingdifferent- głosił mały, wydrukowany pochyłą czcionką dopisek, na samym dole kartki.
Zaśmiałem się cicho i odłożyłem kartkę z powrotem na stół, obok pliczku pozostałych.
Zapaliłem lampę w kuchni, mrużąc jednocześnie oczy, które po przebywaniu w raczej dość mrocznym pomieszczeniu teraz musiały przywyknąć do ostrego światła. Pusty kubek odstawiłem do zlewu.
Depresja. Tę chorobę podejrzewali dziennikarze. Ale kim oni są aby przejmować się ich opinią. Nie wiedziałem co o tym wszystkim sądzić.
Tak bardzo chciałem się dowiedzieć, co było Rudej, a jednocześnie bałem się zadać komukolwiek to pytanie. Ellaine na pewno wiedziała. Wiedziała wszystko o jej chorobie.
On miała załamanie nerwowe. I poradziła sobie z nim. I chociaż teraz była silna, to wciąż zdawała mi się słabsza niż Green przez większą część jej życia.
Dzwonek do drzwi brutalnie przywołał mnie do rzeczywistości, ale dziękowałem temu kto stał za drzwiami, za to, że tam był i że choć na chwilę.
Czekamy na coś, co nie może nadejść. Nadchodzi coś, na co nie możemy czekać.
- Cześć Will.
Widok mojego brata, z ręką zaciśniętą na rączce walizki był tym, co najmniej chciałem zobaczyć, a jednocześnie czymś, czego - nie zdając sobie z tego nawet sprawy - oczekiwałem.
- Cześć - wypuścił powietrze z płuc, patrząc na mnie wyczekująco.
-Wejdź - przepuściłem blondyna w drzwiach, uśmiechając się do stojącej w drzwiach swojego mieszkania szarookiej.
- Czekaj - słaby głos Ellaine zatrzymał Williama w drzwiach. Odwrócił się gwałtwonie w jej kierunku, spoglądając wyczekująco w oczy dziewczyny. - Ty jesteś Will, prawda? - głos, który uciekł z jej gardła był już trochę mniej rozedrgany, ale wciąż nie taki do jakiego przywykłem.
- Tak mam na imię - potwierdził mój brat, nieco zmieszany.
- Tym od Arianny - na dźwięk imienia rudowłosej wszystkie mięśnie mojego brata momentalnie zostały napięte. - Znałam… znam ja - zająknęła się Stachowski, wciąż bacznie obserwowana przez zdumione tęczówki mojego bliźniaka. - Opowiadała mi o tobie - powiedziała w końcu cicho, po czym umknęła za próg swojego mieszkania, jednocześnie trzaskając drzwiami.
- Kim… - blondyn nie zdążły zadać pytania, szybciej bowiem padła moja odpowiedź.
- Mieszkała z Green w pokoju w Świętej Klarze - nadal nie umiałem mówić o niej inczej niż po nazwisku.
W oczach mojego brata pojawiło się narastające przerażenie.
- Wiem, że była chora. Nie wiem na co. Właściwie cieszę się, że tu jesteś, że do niej przyjechałeś - nie miałem wątpliwości jaki był powód tego, że mój brat zjawił się w moim mieszkaniu. - Bo będę wreszcie mógł zdać ci to pytanie, na które nikt nie chce mi podać odpowiedzi. A ja doskonale wiem, że ty ową odpowiedź znasz - nie przerywałem monologu, nawet gdy Will chciał coś wtrącić.
Byłem zbyt wściekły, zbyt rozgoryczony tym, ze byłem jedyną osobą w rodzinie, której o tym nie powiedziano. Will wiedział. Arianna sama mi to powiedziała. Rodzice też wiedzieli. Tylko mnie nie powiedziano.
- Więc błagam cię Willie - nie używałem tego określenia odkąd skończyliśmy po dziewięć lat. - Powiedz mi, co z nią jest.
Zaszklone słonymi kroplami łez oczy bliźniaka utwierdziły mnie w przekonaniu, ze choroba, na którą cierpiała panna Green była o wiele gorsza, niż przypuszczano. Odwrócił się do mnie plecami i wpatrywał przez chwilę w jaśniejący na niebie księżyc, Wszyscy mieliśmy do niego jakąś słabość. Jakby srebrne oko ziemskiej satelity, było czymś w co spoglądanie ułatwia nam wypowiedzenia słów, które z takim trudem lub w ogóle nie chcą przejść nam przez gardło.
A potem wyszeptane zostały słowa, których nie odważylibyśmy się powtórzyć w świetle rozjaśnionego promieniami słońca dnia.
Dwa słowa, które brzęczały mi w uszach, wraz z dźwiękiem tłuczonej szklanki.
Dwa słowa, których nie powinienem był słyszeć.
Nietypowo, bo z narracji Liama. Ale tak musiało być.
* Avril Lavigne - When you're gone
**"Alchemik" - Paulo Coelho
Tytuł posta : Paulo Coelho
A więc wyjaśnia się. tak jak mówiłam - koniec sielanki. Bo żadna bajka, nie jest bajką jeśli nie ma morału.
No, więc rozdział 17 jest, ale z 18 już gorzej. nie wiem, kiedy się pokarze. przepraszam. Oto ostatni rozdział, który miałam napisany na zapas.
Ale wzięłam się za poprawianie początkowych rozdziałów, i trochę może się zmienić, więc zapraszam do lektury jedynki i dwójki napisanej na nowo, wkrótce powinnam wrzucić też trójkę.
Czytasz = komentujesz
POPIERAM AKCJE.
Jak zawsze bardzo dobre tylko błędy! Tu i ówdzie zdarzają ci się literówki czy brak przecinka, ale to nie zmienia faktu, że historia jest świetna. Fakt, sielanka się skończyła... biedna Green. Czekam na CD :)
OdpowiedzUsuńEch no i jak można nie powiedzieć że to Cudo :)) Te rozdziały są przepiękne,już czekam na kolejny. Sielanka się skończyła, ale nic nie trwa wiecznie i czasem muszą być jakieś problemy, czy życiowe kłopoty. Ja mam jednak nadzieję że wszystko się jakoś wyjaśni :)) Pozdrawiam i zapraszam do siebie :))
OdpowiedzUsuńOł maj gads, to jest niesamowite! Końcówka... Matkooooo, nie wyrabiam! Błagam na kolanach o jak najszybsze wstawienie CD! Po prostu brak mi słów. Masz wspaniały talent.
OdpowiedzUsuńJestem na siebie wściekła -.- Cały czas zapominałam przeczytać :'(
OdpowiedzUsuńTen rozdział najbardziej mi się podoba z wszystkich... Rozpisałaś się :)
Mam nadzieje, że napiszę kiedyś coś takiGeo *.*
Ech Marzenia...
Łzy... Niestety je wywołujesz, ale dla ciebie stety :) Wzruszają mnie te twoje rozdziały ;3
M. Psytula