środa, 15 sierpnia 2012

(15.) Zdaje się, że samotność puka do drzwi…




Jedno spojrzenie w lustro sprawiło, że zrozumiałam. 

Zagryzłam zęby opierając czoło o płaską powierzchnię lustra. Rozczapierzyłam palce w dziwnym geście cofając je do tyłu i zaciskając w pięści, aby po chwili uderzyć w srebrzystą taflę. 

Łzy znów spływały po policzkach. 

Wargi drżały a ciało przeszywały zimne, okrutne dreszcze. 

Otuliłam się własnymi ramionami, i opierając się o ścianę osunęłam się po niej, siadając na lodowatych kafelkach w zaparowanej łazience. Kolejny dreszcz przeniknął moje ciało od palców u nóg aż po czubek głowy. Oddech był nie równy, drżał. 

Oparłam głowę o ścianę za sobą wpatrując się jednocześnie w sufit. Mokre kosmyki włosów, uciekające na twarz szybkim ruchem zagarnęłam do tyłu przymykając powieki na zmęczone nieustannym płaczem oczy. 

Płuca przeszył niemiłosierny ból uniemożliwiający złapanie oddechu. W końcu zaprzestałam walki. Głowa bezwładnie opadła do przodu.



Bóg jeden wie, co się kryje w tym słabym, pijanym sercu


Zimne światło wdarło się do mojej świadomości. 

Otworzyłam oczy, z trudem unosząc ociężałe powieki. 

-Obudziła się! - donośny krzyk wraz z akompaniamentem trzaskających drzwi dźwięczał w moich uszach. 

Znałam ten głos. Tak samo jak zapach perfum unoszący się w powietrzu. 

Mój świat zawirował, gdy tylko wyraźna woń wody kolońskiej przebiła się przez nieprzyjemny charakterystyczny dla szpitali zapach docierając do moich nozdrzy. 

Zmrużyłam oczy, aby po chwili znów je otworzyć i odrzucając grzywkę do tyłu usiąść na szpitalnym łóżku. Zielone ściany odbijające chłodne światło jarzeniówek wywołały u mnie nudności. 

Krzyczałam, waląc w ściany i okna, błagałam i żądałam aby mnie wypuścili. Nie chcieli. W końcu, wycieńczona, usiadłam na ziemi i podciągając kolana pod brodę otuliłam je ramionami, spuszczając powieki . Gdy się obudziłam znajdowałam się w pokoju o pomalowanych błyszczącą zieloną farbą ścianach, od których odbijało się chorobliwe światło lamp jarzeniowych. 

Zsunęłam stopy na podłogę i podeszłam do drzwi. Nie było klamki. 

Oczy zaszły na powrót łzami. 

-Wypuście mnie! 

-Nie zrobią tego - doszedł mnie spokojny głos zza pleców. 

-Zrobią - odpowiedziałam lustrując wzrokiem wysoką blondynkę o ciemnych oczach. 

- Wierzysz… - szepnęła cichutko. 

Spojrzałam na nią zaskoczona. 

- W co? 

- W siebie- szepnęła, następnie narzucając na siebie kołdrę i odcinając się ode mnie. 

Zostawiając mnie na środku podłogi zamkniętą w jednym z licznych pokoi bez klamek. 
Tamten ból powrócił. Rozsadzając moją czaszkę i odbierając na powrót chęć życia. Bezwładnie opadłam na poduszki, kryjąc twarz w chudych dłoniach. 

Drzwi znów trzasnęły wpychając do pomieszczenia kolejną porcję pachnącego chorobą powietrza. 

-Ar - płaczliwy szept dotarł do moich uszu. 

Rozsunęłam palce, spoglądając ukradkiem na stojącego przede mną blondyna. 

- Arianna idiotko jak mogłaś ?! - wciąż mówił szeptem jakby bał się, że ktoś go usłyszy. - Czemu nam nie powiedziałaś. 

Już wiedziałam co się stało. 

Zagryzłam wargi, wciąż wpatrując się w przestrzeń za oknem. 

-Nie wiem - odpowiedziałam w końcu na pytanie przyjaciela. 

Nie otrzymałam odpowiedzi, a jedynie mocny uścisk, który zdawał się łamać mi żebra.

Bóg jeden wie, co się kryje w tym świecie bez większego znaczenia


W ciemnym pokoju błyszczały jedynie moje oczy, odbijające sączące się delikatnie przez okno wychodzące na korytarz szpitala zielonkawe światło, którego tak nienawidziłam. 

Wpatrywałam się w opustoszały hall. Na krzesełku naprzeciwko mojej sali siedział jakiś mężczyzna, z głową spuszczoną na podłogę, wykręcając palce i co chwila spoglądając ze łzami w oczach na drzwi sali operacyjnej pod którą siedział. 

Wypuściłam powietrze z płuc, przymykając zmęczone oczy i starając się zasnąć. 

Znów bezskutecznie. 

Odwróciłam głowę w drugą stronę wyglądając przez okno na ogród przed kliniką, do której zostałam przeniesiona jako córka swego ojca. 

Gdy znów odwróciłam głowę napotkałam wzrok doskonale znanych tęczówek. 

Był tam. Stał oparty o szybę, wpatrujący się we mnie, zza baldachimu łez moczących jego policzki. 

Przymrużyłam oczy, czekając co zrobi. Gdy znów je tworzyłam już go tam nie było. 

- Mam zwidy - szepnęłam do siebie, w tej samej chwili słysząc trzaśnięcie drzwi do sali. 

- Nie masz - powiedział cicho, przerywając idealną ciszę panującą w pokoju. 

Spuściłam wzrok na swoje szczupłe palce, które wykręcane w nerwowym geście pstrykały paliczkami. 

- Musiałem przyjechać - jego cichy szept zdradził wszystkie emocje. 

- Ale… 

- Musiałem - przerwał mi, tym razem twardo. 

Uniosłam na Niego wzrok, spoglądając przekrwionymi oczyma na jego zmęczoną twarz rozświetloną wiszącym nisko na nieboskłonie księżycem. 

- Wiesz co będzie gdy wrócisz. 

Skinął tylko głową przysiadając na brzegu mego łóżka. 

- Wiem. 

Podniosłam się do siadu spoglądając w jego oczy. 

Był zmęczony. Wszystkim. Czasem miałam wrażenie, że nawet życiem. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy tak wiele się zmieniło. Tak rzadko go widziałam. A tak bardzo mi go brakowało. 

Wyciągnęłam dłoń do jego policzka poprawiając przydługie włosy. Posłał mi smutny uśmiech, a ja odpowiedziałam identycznym. 

Na nic więcej nie było nas stać. 

Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, spojrzeniami zamglonymi przez kryształowe łzy. 

W końcu nie wytrzymałam i pozwalając słonemu potokowi toczyć się po moich policzkach wtuliłam się w niego, krystalicznie czystymi kroplami mocząc jego koszulkę. 

Otoczył mnie ramieniem, przyciągając do siebie.

Ognisty tłum stłumionych aniołów Dających miłość nie biorąc nic w zamian


Otworzyłam oczy, przecierając je szorstką skórą dłoni. 

Westchnęłam próbując wstać, jednak opadłam bezwładnie na poduszki. 

- Proszę leżeć - zwróciła mi uwagę pielęgniarka podłączająca nową kroplówkę. 

Z kolejnym westchnięciem spojrzałam na swój nadgarstek, do którego podczepiona była specjalistyczna aparatura szpitalna. 

-Zjedz - przykazała, stawiając przede mną talerz z pokaźnych rozmiarów porcją śniadania. 

- Nie - jęknęłam, ale skurczyłam się pod stanowczym wzrokiem postawnej kobiety, która stała przede mną. 

- Jak się pani czuję? - zapytała z uśmiechem lekarka. 

Jednak po jednym spojrzeniu na moją zaciętą i załzawioną twarz uśmiech spełzł z jej twarzy. 

Stanęła przy łóżku, załamując ręce i chyba nie do końca wiedząc, co ze mną zrobić, co mi powiedzieć. 

Odwróciłam w końcu głowę w jej stronę, obrzucając młodą, energiczną kobietę uważnym spojrzeniem. 

-Czy to jest nawrót? - spytałam cicho, prawie nie słyszalnie. 

Obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem, nie rozumiejąc co mam na myśli. 

- Ma pani anemię. W bardzo już poważnym stadium. 

Skinęłam głową. 

- To pani wina. Powinna pani mieć bardzo zróżnicowaną dietę, a z tego co wynika z badań, nie jadła pani w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin przed omdleniem niczego. 

Spuściłam wzrok. 

- Tak myślałam - lekarka utwierdziła się w swoim przekonaniu. - A jeśli chodzi o… 

- Tak? - przerwałam jej w pół zdania, wpatrując się błagalnie w jej niebieskie tęczówki. 

Zrozumiała. 

Nie chciałam słyszeć tej nazwy. 

- Jeśli chodzi o to, to nie jest jeszcze nawrót. Ale jeśli nie zajmiemy się tym w porę, to prawdopodobnie choroba powróci. 

Moje spuchnięte zielone oczy uciekły spłoszone przed wzrokiem młodej, siedzącej na skraju mojego szpitalnego łóżeczka postaci. 

- Miałaś wiele szczęścia w nieszczęściu - wyszeptała. - Gdybyś nie zemdlała nie moglibyśmy ci w porę pomóc w uporaniu się z … tym. 

Pokiwałam głową, nie przerywając właściwie monologu pracownicy szpitala. 

- Musisz mi powiedzieć jedno - moje oczy znów skierowały się na nią. 

- Tak? 

- Czy jest coś lub ktoś za czym mogłabyś do tego stopnia tęsknić? Że nie umiałabyś bez niego żyć? 

Wstrzymałam oddech, przetwarzając myśli, które w jednej chwili ogromną chmarą wpadły do mojej głowy. 

- Nie - powoli, niepewnie pokręciłam głową w geście zaprzeczenia. 

Przenikliwy wzrok kobiety lustrował mnie jeszcze przez chwilę, a po chwili trzasnęły drzwi zamykając się za nią.

A gdybym miała rozum, gdybym tak miała rozum Byłabym zimna jak głaz


- Kłamałaś - Jego głos wdarł się do moich uszu, stawiając mi oczywisty i jakże prawdziwy zarzut. 

Pokiwałam wolno głową, wiedząc doskonale o czym mówi. 

- Spójrz na mnie - poprosił bardziej niż zażądał. 

Z głośnym westchnięciem, uciekającym z moich bladych wyschniętych ust zwróciłam ku niemu swoje zielone oczy, zmieniając obiekt, który lustrowałam z malowniczego krajobrazu zieleniącego się świeżą trawą ogródka kliniki prosto na jego tęczówki, które przeszywały mnie na wskroś swoim pełnym żalu spojrzeniem. 

-Przecież i tak wiesz, ze to prawda - odezwałam się w końcu głosem pełnym jakiejś obcej mi w stosunku do Jego osoby goryczy. 

Skinął głową z nikłym uśmiechem zdobiącym wciąż tak samo jak w nocy zmęczoną twarz i przysiadł na moim łóżku. 

Znów siedzieliśmy wpatrując się w siebie nawzajem, tak bardzo stęsknieni po prawie dwóch miesiącach rozłąki. 

- Tęsknisz prawda? - zapytał tak nagle, że odpowiedziałam momentalnie, nie dając sobie chwili na wymyślenie sensownego wykrętu. 

-Tęsknie. Tęsknie jak cholera. 

Pokiwał głową, z westchnieniem rozkładając ramiona. 

Posłałam mu jeden piękny, mówiący wszystko uśmiech i wyuczonym sposobem skryłam się w ramionach, których kształt znałam już na pamięć. 

Perfumy, którymi pachniała jego koszulka przywoływały miliony wspomnień, setki nocy, gdy tak samo jak teraz po prostu przy mnie był. 

Tego potrzebowałam. Bliskości. 

Ale uciekałam przed nią, izolując się zarówno od ludzi, jak i od otoczenia. Tak samo było tym razem. 

A tęskniłam tak cholernie bardzo, nie potrafiąc zapomnieć dotyku miękkich warg Liama na moich i zapachu wody kolońskiej, którą pachniała każda ze sporo na mnie za dużych koszulek, które uwalniały tę cudowną woń w powietrze, gdy szukałam jakiejś w jego szafie. 

Ale nie umiałam również zapomnieć tego, co zrobił gdy byłam dzieckiem. 

Problemy zdawały się same rozwiązać, gdy brązowooki wyjechał, wracając do naszego rodzinnego Manchester. 

Ale ja miałam problem. 

- Zdążyłam się już od niego uzależnić - powiedziałam na głos, zaciskając powieki i kryjąc twarz głębiej w ramionach, które mnie otaczały. 

Zrozumiał. 

-Zostanę tak długo jak będzie trzeba - rzekł twardo. 

Odsunęłam się od niego opadając na zimną pościel. 

- Nie możesz. Doskonale wiemy. Oboje - zaznaczyłam ostatnie słowo. 

Skinął głową i podał mi kubek, który wcześniej postawił na szafce. 

Złapałam termos w obie ręce, otwierając przykrywkę. 

Do moich nozdrzy dostał się słodki zapach czekoladowego roztworu. 

Obrzuciłam uważnym spojrzeniem stojącą w progu sylwetkę. 

- Tęskniłam Kev. Tęskniłam….




wszystkie cytaty, zarówno w tekście,jak i tytuł wzięłam z piosenki Birdy "Peple help the people"
A więc witam, mam nadzieję, że ten rozdział przyjmiecie lepiej niż poprzedni. Pisząc, zaczynam zdawać sobie sprawę, że już wiem jaki będzie koniec tej historii, co oznacza, że zaczynam nad nim myśleć, co znaczy, ż już wcale nie tak daleko do końca tej historii. Pisze mi się ją jakoś tak płynnie, ale jednocześnie trudno. 
Ale jeszcze troche, w końcu dopiero co pojawiła się nowa postać.
To tyle, mam nadzieję, że piętnasty rozdział się spodobał i liczę na opinię. 
ps. chcecie kolejny wiersz?

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
wspieram akcję. 

9 komentarzy:

  1. Bardzo lubię twojego bloga ;p
    Ciekawie to wszystko opisujesz xD
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, bardzo mi miło. Choć nie wiem ile będziesz musiała czekać, na ciąg dalszy :D

      Usuń
  2. Świetny rozdział :D Tak! Tak! Tak! Chce kolejny wiersz!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od Ciebie to się nawet innej odpowiedzi nie spokdziewałam Io, choć mimo to nadal sprawia to, że jest mi ogromnie miłos

      Usuń
  3. Wspieram twoją akcje xD
    Straszne... Nie chodzi o to, że horror... Ale sposób w jaki to przedstawiłaś !!! BOŻE !!! Nie wiem. Naprawdę. Piękny rozdział ;)
    Pozdrowianka Mela :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha. Na szczęście ogarniam o co ci chodzi (chyba). więc (chyba) dziękuję, za komplement. Miało być strasznie, więc miło mi, że tak uważasz. Oto nnadszedł koniec sielanki i miłych, rozdziałów, no i mam nadzieję, że coś się wyjaśni, że niektóe rzeczy zaczyna się już dać zrozumieć

      Usuń
  4. O wiedzę że zmieniłaś po raz kolejny widok bloga. No pięknie :*** Znowu mi się podoba :)) Boże jak mi się ten rozdział spodobało. Ech co ty takiego w sobie masz że jak się raz przeczyta rozdział to trzeba więcej. Czytam trzeci i dalej tak samo jestem zachwycona :** Ale co dalej, co dalej?? O tak kolejny wiersz zdecydowanie jestem za :)) Zapraszam do siebie na 20 rozdział http://wakacyjna-milosc.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowite... Nareszcie dowiedzieliśmy się, na jaką chorobę cierpi Arianna. :( Bidulka... Uwielbiam Twoje opowiadania (choć pewnie już Ci to powtarzałam milion razy XD). Klimat, cudowne opisy... Brak słów. Chcę CD MIGIEM.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no nie wiemy. anemia nie jest powodem dla którego połowa jej życia jest straszliwą męką. A co do ciągu dlaszego, to już go nawet mam napisanego, wrzucę za kilka dni. ale najpierw chyba wrzuce wam wiersza :D

      Usuń