niedziela, 5 sierpnia 2012

(14.) Ona tylko udaje taką śliną. W środku jest kruchsza, niż chińska porcelana...


-Przepraszam. Będzie lepiej. - rozłożyłem ramiona patrząc na nią błagalnym wzrokiem. - Będzie lepiej. Tylko powiedz, że wybaczasz. 

Zimne krople deszczu spadały na moją rozgrzaną skórę, a oddech wciąż jeszcze nie powrócił do normy. 

Księżyc odbijał się w jej szmaragdowych tęczówkach i tańczył na jej twarzy, ukazując mi ból i smutek, który krył się w oczach. 

Policzki miała mokre, oznaczone tysiącem pobłyskujących śladów jakie zostawiały po obie płynące łzy. 

Uniosłem rękę i starłem słone krople z bladej cery. 

Jej ręka zastygła w bezruchu wciąż trzymała rud włosy z tyłu, nie pozwalając niesfornym kosmykom przysłonić oczu. 

-Powiedz - szepnąłem po raz kolejny, niczym echo, czując się jak bezbronne dziecko w obliczu straszliwej wojny. 

Ruda pokiwała jedynie głową i wtuliła się we mnie, kryjąc twarzy w moje koszulce, która już po chwili była jeszcze bardziej zmoczona, tym razem jednak słonymi kroplami jej łez, pomieszanymi ze spływającym wraz z nimi tuszem do rzęs.


O jedno przepraszam bliżej nieba.
O jedno przepraszam bliżej ciebie.



Wpatrywałem się w sufit, czując ciepły, spokojny, nie rozedrgany wreszcie oddech młodej Green owiewający moją szyję. 

Leżała mocno we mnie wtulona, zawinięta w koc, z spokojem wypisanym na twarzy i lekko uniesionymi ku górze kącikami ust. Nos miała lekko zaczerwieniony, a powieki napuchnięte. 

Uśmiechnąłem się sam do siebie. Była tak niewinna. Tak bezbronna. Tak inna niż ta Ruda, którą znałem. 

Opuszkami palców przejechałem po jej twarzy. Lekko zadartym nosie, piegowatych policzkach, dużych oczach i pełnych, jasnoróżowych ustach, które lekko rozwarte kusiły aby złożyć na nich pocałunek. 

Przymknąłem powieki i westchnąłem głęboko wolną ręką przecierając twarz. 

Kochałem ją. Cholera, kochałem. Kochałem i to bardzo. 

Przytuliłem ją do siebie, kryjąc twarz w jej włosach i zaciągając się wiśniowym zapachem jej szamponu. 

-Kocham cię Green - wyszeptałem wprost do jej ucha. - W taki dziwny sposób ale kocham.

O jedno słowo bliżej aniołów.O jedno słowo bliżej szczęścia. 



Ostre światło wdarło się do mojej świadomości. Chwała temu kto wymyślił rolety, szkoda tylko, że ich nie zasunąłem. 

Uniosłem powieki i rozejrzałem się po pokoju w którym byłem. 

Jasne kremowe ściany, czarna podłoga i czarne meble. Naprzeciw łóżka stało biurko, z którego sączyło się delikatne światło, które mnie obudziło. Na krześle, przy biurku pochylona nad jakimiś notatkami siedziała panna Green. Czerwone włosy, które uciekły z niedbałego koczka opadały na twarz, zatrzymując się na sporych rozmiarów okularach, podkreślając kolor jej oczu i kilka delikatnych piegów zdobiących jej nos. Refleksy bladego światła jakie rzucała wysłużona już raczej żarówka, tańczyły na jej bladej twarzy, nadając jej nieprzeniknionej tajemniczości. Z przygryzioną dolną warga z uwagą coś rysowała w trochę już wysłużonym szkicowniku. 

Była piękna. Piękna i chuda. Gdy tak siedziała, schylając się lekko nad biurkiem, zdałem sobie sprawę, że młodsza z rodzeństwa Greenów nie była szczupła. Ruda wyglądała jakby była anorektykiem i to już w wyższej fazie choroby. 

Wstałem z łóżka i podszedłem do dziewczyny. 

-Green - szepnąłem. 

Podniosła na mnie pytające spojrzenie. W jej oczach kryły się łzy. 

-Green, powiedz mi co się dzieje. 

Dziewczyna obkręciła się na obrotowym fotelu, a ja kucnąłem przed nią opierając łokcie o jej kolana. 

Jej drobna dłoń powędrowała do policzka, ale złapałem ją i przeplotłem jej palce z moimi. 

-Doskonale wiesz - powiedziała dziewczyna nie przestając płakać. 

-Nie wiem - otuliłem ją ramionami. 

-Wiesz - powtarzała cichutko kiwając głową. 

-Powiedz - prosiłem po raz kolejny. 

Gwałtownie odepchnęła mnie od siebie. 

-Wiesz - jej głos był zimny, ale drżał. - Wiesz. Doskonale wiesz! Wiesz co jest ze mną nie tak - strumienie słonych łez obmywają jej blade poliki. 

-Nie tak? - moje zdziwienie z każdą sekundą rosło w siłę. Nie rozumiałem już niczego. 

Kiwnęła energicznie głową, zwracając się plecami ku mnie. 

-Wiesz - szepnęła prawie nie słyszalnie i osunęła się na kolana. 

-Green - poprosiłem cicho, nie za bardzo wiedząc co zrobić.- Ja naprawde nie wiem. 

-Mam uwierzyć, że rodzice mówili Willowi, a tobie nie? - głos uciekał  z jej gardła z niezwykłą siłą, ale po chwili znów ucichł, drżąc. 

Zamarłem. Will wiedział. 

Odgarnęła włosy do tyłu, gwałtownie obracając się ku mnie. 

-Wyjdź - zażądała. 

Spoglądałem na nią w osłupieniu. 

-Wyjdź - powtórzyła głośniej i wyraźniej. 

Spojrzałem na nią z pod przymrużonych powiek, a po chwili złapałem jej twarz w obie dłonie składając na jasnych ustach delikatny pocałunek, ścierając krople łez z jej policzków.

O jedno zdarzenie bliżej śmierci.O jedno zdarzenie bliżej wieczności.



Drzwi zamknęły się za mną z hukiem. Kolejne kroki stawiane na schodach dudniły na pustej klatce schodowej, i odbijały się na klatce jeszcze długo po tym, jak zniknąłem za drzwiami swojego mieszkania. 

Klucze spoczęły w swoim stałym miejscu, a obok nich cisnąłem wyłączony telefon komórkowy. Nie chciałem teraz nikogo widzeć ani słyszeć. Rok akademicki już się skończył. Większość imprezowała, część wróciła do domu. Też mogłem. Może nawet by mi to dobrze zrobiło. Ona była by tu, ja tam. Odwrotnie niż zwykle, ale właściwie tak samo. Dzieląca nas odległość mogła by być taka sama jak zawsze. Tak było lepiej. Gdy jej nie kochałem. 

Ale nie potrafiłem uciec. Coś trzymało mnie w Londynie. Może świadomość, ze mogę być jej potrzebny. 

Oparłem głowę o szybę przed sobą i wpatrywałem się w panoramę Londynu przed sobą. Prawie czułem jak wiśniowe perfumy mieszają się z ulatującym z ust rudej tytoniowym dymem i unoszą w górę, rozsiewając w pokoju niezwykły zapach. Jej zapach. 

Może i nie było to proste. Na pewno nie. To było skomplikowane. W taki chory, nienaturalny sposób. 

Ale życie takie jest. Taka jest miłość. Kochasz pomimo nie za. 

Kochałem ją pomimo wad, nałogów. Kochałem pomimo, tego że mnie nienawidziła. 

Nie umiałem jednak znieść myśli, że będę daleko. Że będę, bez szans aby ją zobaczyć. Choćby przez krótką chwilę, mijając na ulicy. 

To było chore. 

Byłem ułomny. Jak człowiek, który uciekł z wariatkowa. Miałem manie, na jej punkcie. Przez te dwa miesiące, od ślubu jej brata, aż do tamtego dnia, wiele się zmieniło. Może, wkradła się do mojego serca tamtego dnia, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy od lat, nie wiedząc kim jest to drugie z nas. Gdy leżeliśmy na padoku, pośród rozszalałych koni, a ona płakała. Może wtedy oddałem jej swoje serce. 

I liczyłem na to, że ona także podaruje mi swoje. 

Jak małe dziecko, nie chciałem uwierzyć w to, że ona może mnie nie kochać, nie chcieć. 

Teraz to pojąłem. 

Samochody sunęły po jezdni, skąpane w strugach późnowiosennego deszczu. Krople rozbijały się o krystalicznie czystą powierzchnię okna, mocząc je i pozornie obmywając z brudów. 

Ludzie spacerowali, skryci pod parasolami. Gdzieniegdzie, jakaś starsza pani lub pan siadał na ławeczce pod drzewem i szukał chwili wytchnienia od rozbieganego życia. 

Zacisnąłem dłoni w pięści, przyglądając się z uwagą jak krople deszczu spływają po szybie. 

Moje zagryzione wargi zsiniały. Pod oczami miałem ogromne wory. Zarywałem noce. Myśląc o niej, czekając. Godzinami wpatrywałem się w telefon licząc, że się odezwie. 

Ale nie byłem Willem. To do niego młodsza Green uciekała się z problemami. Uniosłem pięść i zatrzymałem ją tuż przed płaską, delikatną powierzchnią szkła. 

Rozczapierzyłem palce, wpatrując się w dłoń. Czułem ciepło jej dłoni. Jej palców, przeplatających się z moimi. 

Z głośnym westchnieniem usiadłem na podłodze, łapiąc się za głowę. To było niezdrowe. Chciałem o niej zapomnieć. Ale nie potrafiłem. 

Krzyk uciekał z mojego gardła, raniąc je i szarpiąc struny głosowe.

O jedno zdarzenie, słowo rzec bliżej nieba.O jedno zdarzenie, słowo, rzecz bliżej tego, czego mi trzeba…



Ciche pukanie wyrwało mnie z chorego amoku. Podniosłem się szybko i poprawiając koszulę otworzyłem drzwi. 

-Wszystko w porządku - cichy, ale zdecydowany głos, melodyjnie zadźwięczał w moich uszach, 

Pokiwałem głową, uśmiechając się wymuszenie do stojącej w moim progu dziewczyny. 

-Krzyczałeś, myślałam, że może coś się dzieje - przyglądała mi się z uwagą spod wachlarza dość ciemnych rzęs. 

-Wszystko w porządku - wychrypiałem. 

-To dobrze. 

Uśmiechnęła się promiennie, uśmiechem owym rozjaśniając nawet sporych rozmiarów jasnoszare oczy, zasłonięte częściowo przez brązowe włosy. 

- Jestem Ellaine(cyt. Ilajn) Stachowski- przerwała w końcu niezręczną chwilę szarooka. - Od kilku dni mieszkam naprzeciwko. 

Skinąłem lekko głową. 

- Liam Crassender- machinalnie uścisnąłem jej dłoń, wciąż lustrując ją wzrokiem. 

Niewysoka i szczupła, zdawała się być tak delikatna, że najdelikatniejszy podmuch wiatru jest w stanie ją zdmuchnąć. Ale w jej oczach i głosie kryło się jakieś zdecydowanie i pewność. Tlące się tańczącymi ognikami szczęścia tęczówki, skrywały piętno smutku, które udało mi się dostrzec. 

Dziewczyna miała jakieś dwadzieścia lat, ale widać było, że została przez czas naznaczona piętnem cierpienia…




Dla Dagi ;**. Mego miszcza (If you know what I mean ^^)
Jest. Napisało się. Samo, dosłownie. Obejrzałam film i nagle bum, rozdział sam się napisał. Tylko odpowiednia piosenka jest do tego potrzebna.Udało się. Udało się. Serio nie wierzyłam, że się napisze, a druga część, czyli pisana dzisiaj jest nawet niezła. 
Nie wiem, kiedy będzie ciąg dalszy. Ale powiem wam, ze te 10 komentarzy (powiadomień i moich odp. nie liczę ) pod opowiadaniem zmotywowało mnie niezwykle. Szkoda, tylko, że wena na to opowiadanie nie chce przyjść. No ale jest na drugie więc jeśli chcecie, to ja was serdecznie zapraszam.

PS.Postać Ellaine jest w zakładce o bohaterach :D. Mam nadzieję, ze zajrzycie.


CZYTAM = KOMENTUJE
POPIERAM AKCJE.

4 komentarze:

  1. Rewelacja mówiłam ci że masz talent ? nie to teraz mówię ! Dziewczyno chcę pisać tak jak ty ! Czekam na kolejny dodawaj go szybko ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przed wyjazdem do Chorwacji musiałem jeszcze tu wpaść :))) no i jest super rozdzialik :***** Może jestem głupia ale rozśmieszył mnie trochę tytuł "Kruchsza niż Chińska porcelana"- strasznie mi się to spodobało i znowu się będę śmiać z byle czego :)) Pisz nowy szybko bo ja czekam, a jak wiemy jak ja czekam jestem zła, a jak jestem zła to nie mogę pisać swojego bloga, no więc kiedy następny :******* Jak ja kocham twoje opowiadanie :))) Ech szkoda gadać :****

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojojoj :)Poruszające... Mocno... Podoba mi się ;) Poryczałam się... Od tych twoich histori zaczynam cały czas płakać O.o BOSKO :)
    Zmieniłaś ogólnie tło i tapete ??? :D Nawet fajne :)
    Mela :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Prze, prze, przecudne. Takie... no... delikatne i wzruszające. Ślicznie piszesz. ;*

    OdpowiedzUsuń