Krzyczałam.
Na całe gardło. Zdzierałam struny głosowe do granic wytrzymałości.
Płakałam.
Ogromnym łzą pozwalałam się toczyć po policzkach.
Śmaiłąm się.
Z idiotki, jaką się stałam.
A on patrzył z narastającym przerażeniem, w pięknych oczach w kolorze gorzkiej czekolady.
Z każdą krokodylom łzą spływającą po mojej twarzy.
Z każdym wykrzyczanym na całe gardło "Kurwa".
Ale nie dbałam o to.
Pochylił się nade mną, a ja zamierzyłam się dłonią, aby go spoliczkować, a on złapał mój nadgarstek, zatrzymując dłoń. Zacisnęłam dłoń w pięść, i próbowałam się wyrwać, ale wtedy skepował mi jeszcze drugą dłoń. I klęczał obok mnie. Poprostu patrząc ze spokojem. Znosił moje spojrzenie. Najgprsze, na jakie potrafiłam się zdobyć. Łzy wciąż cisnęły mi się do oczu. Liam puścił moje dłonie, ale jawciąż trwałam z zawieszzonymi nad ziemią rękoma. Patrzyłam, jak uniusł dłoń do mojej twarzy i starł słone krople, toczące się po moich polikach. Uśmiechnał się delikatnie.
-Nie wiem o co chodzi, ale takie zachowanie nie ma sensu - powiedzaił cichm, spokojnym stonowanym głosem. Gdy patrzyłam na niego przez łzy, zrozumiałam, jak bardzo mi pomógł. Uspokajałam się.
-Dziękuję- wyszeptałam i opadłam z klęczek, w których oboje trwaliśmy, na ziemię, a następnie położyłam się i na ziemi.
A on położył sięobok mnie.
-Nie dzięuj- powiedział cicho. - Powiedz co się stało.
- Odjeżdża - powiedziałam właściwie do siebie niz do niego.
Miałam wrażenie, że jakby się zasępił.
-Jego strata. I to on powinien rozpaczac a nie ty - powiedział podnosząc się, aby spojrzeć mi w oczy.
Nie rozumiałam co chłopak miał na myśli, dotarło to do mnie dopiero po dłuższej chwili.
-Nie... Źle mnie zrozumiałeś.
Usiadłam na przeciwko niego i lustrowałam go spojrzeniem. Miał przydługie ciemne blond włosy, oczy w kolorze gorzkiej czekolady i nos, któego kształt przypominał mi kształt nosa mojego najlepszego przyjaciela. Dodawał twarzy chłopaka uroku. Był wysoki. Przewyższał mnie conajmniej o pół głowy, a ja miałam 1,75m, bez butów na obcasach. Uśmiechał się do mnie niepewnie.
-Nieważne - powiedziałam i wstałam. On zrobił to samo. Ruszyłam - ruszył za mną. Zatrzymała się - on także stanął.
Odwróciłam się w jego kierunku i zobaczyłam śliczny uśmierch zdobiący jego twarz.
-Okej.. - powiedziałam niepewnie. - To jest dziwne.
Wybuchnął śmiechem, ale gdy zauważył, że ja sie nie śmieje natychmiast przestał.
-Wybacz - powiedział. Znów patrzyliśmy się na siebie nie do końca wiedząc co robić. Ale im dłużej mu się przyglądfasłam tymbardziej znajomy mi się wydawał.
-Ja teraz pójdę do swojego auta, a ty zostaniesz tutaj - zakomunikowałam chłopakowi, a on powoli skinął głową na znak iż zrozumiał.
Nie znała go, a mimo to wiedziała, że kocha...
W domu pełnym sztywnych gości nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Ogród, w którym zwykle przesiadywałam roił się od poważnych ciotek w eleganckich kreacjach. A wytarte bryczesy i niedbale rozczapierzone włosy tu nie pasowały.
-Arianna, kochanie, wiem jak kochasz konie - powiedział mój ojciec, który chyba nigdy nie zamierzał mi wybaczyć, że ukochałam konie zamiast baletu. - ale możesz już się przebrać, bo to jest przyjęcie na zupełnie innym poziomie.
Ojciec chciał udawać, że jesteśmy taką kochającą się rodziną, a szopka, którą odstawiał budziła we mnie wstręt. I w każdych innych okolicznościach, odstawiłabym scenę,że się nie przebiorę. Ale teraz coś innego zwróciło moją uwagę.
W uchylonych drzwiach od łazienki widziałam Alexę. Klęczała na toaletą, i wymiotowała.
Bez słowa minęłam ojca. Stanęłam w progu łazienki oparta o framugę. Po polikach narzeczonej mojego brata płynęły łzy.
-Alex? - zapytałam cicho. Podniosła na mnie wzrok z przerażeniem, po czym ruchem głowy wskazała, żebym zamknęła drzwi.
Zrobiłam, o co mnie poprosiła.
-Nie mów o tym Kevinowi - spojrzała na mnie błagalnie.
-Dobrze... - powiedziałam powoli. -Ale powiesz mi co to jest?
Odwróciła wzrok.
-Bulimia - powiedziała cichutko, jakby licząc, że jej nie usłyszę. A we mnie zaczęło narastać przerażenie.
Zdałam sobie sprawę, że wielu rzeczy wciąż jeszcze nie wiem na temat swojej rodziny...
Wyszłam z łazienki i ruszyłam schodami do swojego pokoju. Podchodząc do drzwi słyszałam muzykę, która grała wewnątrz. Weszłam do pokoju i rzuciłam torbę na łóżko.
Zaraz sama też na nim wylądowałam, przygnieciona ciężarem, swojego najlepszego przyjaciela, który krzycząc "Arrrr!" na całe gardło rzucił się aby mnie przywitać.
-Will idioto, ciężki jesteś! - krzyczałam.
- Sorry- wyszczerzył się.
-Nie ważne - powiedziałam otwierając szafę. Z niechęcią spojrzałam na prostą czarną sukienkę, którą kazałby ubrać mi ojciec. Szybkim ruchem wepchnęłam ją jak najdalej, a następnie złapałam jeansy, czarną bluzkę i granatową marynarkę i zniknęłam w łazience.
-Ar! Ile będziesz jeszcze tam siedzieć? - wydarł się mój przyjaciel.
-Chwilę!
-Wychodzę!
Trzasnęły drzwi. Nie przejęłam się.
-I nic? - zapytał po chwili
-Za dobrze cię znam.
Wyszłam z łazienki. I dokładnie w tym samym momencie drzwi mojego pokoju otworzyły się.
- Will mama cię... - urwał w pół słowa, wpatrując się we mnie tak samo zdumionym wzrokiem jak ja w niego.
Już wiedziałam czemu wydawał mi się znajomy.
Liam Crassender nienawidził mnie od dziecka.
Z wzajemnością...
Oczy wypadły mi raczej z zachwytu. :D W życiu bym nie pomyślała, że Liam jest z jej rodziny/jej znajomym. O.O
OdpowiedzUsuń