Uczyła się baletu i doskonale o tym wiedziałem. Pamiętałem ją wracającą jeszcze nie tak dawno z lekcji z wyraźną wściekłością malującą się na twarzy. Najczęściej miała na polikach mokre ślady pozostawione przez łzy.
Wiem też, że nienawidzi tańczyć.
Odkąd przeprowadziłem się do Londynu nie za wiele rozmawiałem z bratem, a jeśli już to panna Green była tematem tabu. Nie znosiłem jej. A ona mnie.
Mimo to, kiedy widziałem teraz stojącą pod ścianą, gdy wszyscy wokół tańczyli przymuszeni przez niepisane zasady obowiązujące w "wyższych sferach", miałem ochotę do niej podejść i poprosić do tańca. Przytulić na 5 minut trwania utworu i liczyć, że czas się zatrzyma.
Stała oparta o ścianę na półpiętrze i opierając jedną nogę o ścianę z drinkiem w ręku i lustrując wzrokiem otoczenie. Przecisnąłem się przez tłum tańczących i stanąłem przed nią.
-Kogo szukasz? - zapytałem.
Obdarzyła mnie pełnym wstrętu spojrzeniem, i dopiero po chwili, znów wpatrując się w parkiet wysiliła się na tyle, aby udzielić mi odpowiedzi.
-Ciebie.
-Czyżby?
-Żeby cię unikać - pośpieszyła z wyjaśnieniem, po czym wcisnęła mi w dłoń pustą szklankę ominęła mnie i zeszła po schodach, kołysząc miarowo biodrami. Znikając w drzwiach odwróciła się na pół sekundy i złapawszy czyjś wzrok kiwnęła głową porozumiewawczo. Spojrzałam tam gdzie patrzyła ona, ale nie zobaczyłem nikogo z kim Arianna mogłaby wymieniać znaki porozumiewawcze. Obrzuciłem wszystko dookoła uważnym spojrzeniem i zszedłem powoli po schodach.
But what you did. It's not unforgivable...*
Kolejny kieliszek i kolejna niezobowiązująca konwersacja z kolejną kuzynką Grennów. Nie przepadałem za tymi dziewczynami. Wszystkie zdawały się być takie same . Ubrane jakby to była najważniejsza gala z królową, nie próbna kolacja. Pewne siebie i puste, widzące człowieka przez pryzmat ilości zer na koncie w banku.
W końcu przestałem wytrzymywać. Grzecznie przeprosiłem dziewczynę, która mówiła bardzo szybko z trudnym do zrozumienia zagranicznym akcentem i minąwszy ją wyszedłem na balkon.
Zimne powietrze objęło mnie swoimi ramionami, przyjemnie wychładzając ciało.
Czemu one wszystkie wydaję się takie głupie?.
Wokół kręcili się jacyś ludzie. Kawałek ode mnie stała grupa jakiś młodych ludzi. Zapewne młodzież znudzona towarzystwem dystyngowanych dorosłych. Rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś ustronnego miejsca. Zobaczyłem małą ławkę w cieniu. Usiadłem na niej i przymknąłem oczy.
Czyżbyś mimo wszystko postawił Ariannę Green na piedestale, tak wysokim, że żadna z tych dziewcząt nie jest w stanie jej dorównać?
Huczało mi w głowie.
Może był to nadmiar alkoholu, może zbyt głośna muzyka. Ale pytanie nie było bezsensowne. Bo kiedy byłem nastolatkiem denerwowało mnie to, że była mało dziewczęca. Zbuntowana i nieposłuszna. Ale może mimo wszystko coś w niej mi imponowało.
Może to był powód do nienawiści.
Tylko był trochę.... beznadziejnie bezsensowny. Nawet jak na mnie...
Bo obojgu cholerna duma zabroniła powiedzieć "przepraszam"...
Instynktownie wyczułem, że ktoś mnie obserwuje. Otworzyłem oczy i zobaczyłem zielone oczy odcinające się w świetle księżyca.
Na ławeczce skrytej mocniej między sosnami siedział obiekt moich rozmyślań. Nie słyszałem jej kroków. Pewnie siedziała tu już gdy przyszedłem.
- Przyszedłeś się pośmiać? - zapytała, gdy wyczuła, że kieruje swój wzrok na jej sylwetkę.
-A tak wyglądam? - Z czego miałby się śmiać.
- Nie wiem na co wyglądasz - dopiero wtedy dało się usłyszeć w jej głosie, że płakała.
-Nie przyszedłem cię wyśmiać, jeśli to miałaś na myśli. Przyszedłem pomyśleć.
-Serio ? Potrafisz? - ton głosu był już normalny. Zdumiała mnie prędkość z jaką wróciła do siebie.
-Tak potrafię.
Zapanowała cisza. Niezręczna cisza, której żadnej z nas nie chciało przerwać, Może właśnie przez wzgląd na jej niezręczność. Nie zbyt wiedziałem co mam powiedzieć. Czego tak naprawdę szukałem w tym ogrodzie? Spokoju. I może to powinienem jej powiedzieć.
-Mam dla ciebie propozycję - powiedziałem w końcu po dłuższej chwili namysłu.
Dojrzałem połyskujące iskry w jej oczach.
Chciała poznać moją propozycję.
-Proponuję zawieszenie broni. Na czas wesela twojego brata - zaproponowałem, czując się jak król pertraktujący o pokój z nieobliczalnym władca ziem, z którym walczę.
-Dobrze- odpowiedziała z pewnym ociąganiem.
Wciągnąłem ku niej dłoń, na znak zgody, a ona ją uścisnęła.
Nie zastanawiałam się jaki skutek przyniesie ta ugoda. Układ był prosty i oczywisty.
W tamtej chwili...
Mam nadzieję że ma to ręce i nogi, Pisałam późna porą, mam nadzieję, że się spodoba i wiem, wiem, ze krótkie.
*(Ale to co zrobiłeś. To nie jest nie wybaczalne...) - Christina Grimmie "King of Thieves"
ps. zapraszam na swojego drugiego bloga
LaL! Super :d
OdpowiedzUsuńZnalazlam twoj blog przez przypadek ale mi sie podoba :d
"Bo łatwiej wmówić sobie nienawiść niż przyznać się do uczuć..." - Piękne! *O* A samo opowiadanie - jakby stworzone przez boginię. Mnie się strasznie ten rozdział spodobał. <3
OdpowiedzUsuń