środa, 4 lipca 2012

(5.) Boję się nocy. Wtedy moich myśli nic już nie może zatrzymać...


Zawsze bałam się ciemności. I nie chodzi o to, że bałam się, że potwory przyjdą i sięgając ku mnie swoimi paskudnymi łapskami będą chciały mnie pożreć.
Gdy byłam młodsza kiedy nie umiałam zasnąć ubierałam ogromne kapcie- króliki i schodziłam do kuchni po kakao. Zawsze już tam na mnie czekało. Kevin robił je zanim położył się spać lub wyszedł na imprezę. Zawsze stało w tym samym miejscu, w moim ukochanym kubku i czekało aż przyjdę po nie, aby mogło mnie uratować przed koszmarami.
Gdy dorosłam, nadal czasami wstaję w nocy sięgam stary zmaltretowany kubek z Kubusiem Puchatkiem i piję zimne kakao, które odgania ode mnie wszystkie nocne zjawy.

Myśli lubią mnie prześladować. Przychodzą zupełnie niechciane, i nawet pięknie poproszone nie chcą wyjść...


Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Jasne marmurowe posadzki odcinały się od ciemności panującej w domu, a ich chłodny dotyk, który czułam na swoich bosych stopach zupełnie mnie dobudził. Stawiając ostrożnie kroki zeszłam na dół i skręciłam do kuchni.
Stanęłam w progu opierając się o framugę starając się zostać poza nikłą plamą światła, które sącząc się z małej lampki w końcu pomieszczenia próbowało za wszelką cenę pokonać wszechogarniający mrok. Dostrzegłam też przygarbioną postać, która dzierżąc w dłoni kubek siedziała na kuchennym blacie. Przez chwilę zastanawiałam się, czy mnie dostrzegła, czy mam jeszcze opcje ucieczki, ale dobiegł mnie miękki doskonale znany głos.
-Nie możesz spać? - pytał.
Kevin.
-Nie mogę - potwierdzam i podchodzę do szafki, aby sięgnąć ukochany kubek, ale nie widzę go tam.
Instynktownie odwróciłam się w kierunku miejsca w którym czekało na mnie gdy byłam mała. Biała plamka zamajaczyła się w ciemności, a na moją twarz wkradł się nikły uśmiech.
-Wiedziałem, że będziesz miała koszmary - stwierdził mój brat. Sięgnęłam po kubek, i poczułam chłód gdy dotknęłam rozgrzaną ręką zimnej powierzchni naczynia. Podeszłam do okna i usiadłszy na parapecie naprzeciw chłopaka oparłam głowę o okno.
Moje spojrzenie zawisło na niepełnej jeszcze tarczy księżyca.
-O czym myślisz? - dobiegło mnie pytanie.
Nie odpowiedziałam. Nie umiałam powiedzieć dokładnie o czym myślałam. Moje myśli dotyczyły wszystkiego.
Paktu zawartego z Liamem.
Skrywanej choroby Alexy.
Baletu.
Przeszłości.
Willa.
Ojca.
Przyszłości.
Koni.
Teraźniejszości.
Londynu.
I w dużej mierze mamy.
Jakby wszystko naraz postanowiło o sobie przypomnieć, wepchnąć się do mojej głowy i nie chcieć wyjść. Nic dziwnego. Przecież była noc. Jedyna pora, kiedy nie mogłam zająć swojego umysłu czymkolwiek innym. Nic nie było w stanie zatrzymać mnóstwa obrazów przewijających mi się mi przed oczami.
- O życiu - szepnęłam w końcu.
-Boisz się prawda? - nie sprostował czego. Nie powiedział nic więcej, tylko wpatrywał się we mnie swoimi dużymi niebieskim oczami.
Nie musiał tłumaczyć o co mu chodziło. I tak zrozumiałam.
Londyn.
Jedno słowo, a tak wiele znaczy. Z całą pewnością będę tęsknić za Manchester i doskonale o tym wiem. Nic nie jest w stanie zastąpić domu. Ale czy się boję? Chyba nie. Nie stracę przyjaciół. Will już nie uczył się w liceum. Był na II roku studiów. Tak samo Liam. No właśnie. Liam. To tego się bałam. Stolica Wielkiej Brytanii to przecież wielka metropolia, a mimo, to dla mnie to chyba wciąż za blisko niego.
Obraz jego dużych, orzechowych oczu pojawił mi się przed oczami. Nie proszony. Choć nie do końca chciałam się go stamtąd pozbywać. W końcu te tęczówki były przepiękne.
Odgoniłam od siebie wszystkie myśli.
Obróciłam głowę i spojrzałam bratu w oczy.
- Nie boję się - powiedziałam twardo. - Nie Londynu. Boję się samej siebie - nie mówiłam głośno, jednak o trzeciej nad ranem, gdy cały dom jest pogrążony w błogim śnie i każdy nasz ruch, czy też nawet oddech doskonale słychać moje słowa zabrzmiały jak ryk przerażającej nocnej zjawy.
Kevin tylko skinął głową jakby właśnie takiej odpowiedzi spodziewał, po czym zsunął się z blatu i odstawiając kubek do zlewu wyszedł z kuchni bez słowa, zostawiając mnie samą z moimi myślami.
Jeszcze przez chwilę słyszałam pogłos jego kroków na schodach, a potem pozostało tylko jednostajne buczenie lodówki, mój własny miarowy oddech.
Po chwili do moich uszu dobiegł jeszcze chlupot łez, które spływały po moich policzkach i wpadały do kubka. A ja odniosłam wrażenie, że każda słona kropla wpadająca w czekoladowy napój dudni w smutnym, cichym mieszkaniu niczym wodospad, który ze swoją zabójczą prędkością roztrzaskuje się o skały.

To nie jest tak, że za tobą tęsknię.
Ja po prostu chciałabym mieć przy sobie. Już na zawsze...


Sama nie wiedziałam kiedy moje powieki stały się ociężałe
Zapamiętałam tylko czyjeś delikatne palce ścierające z mich polików wciąż płynące łzy oraz silne ramiona podnoszące mnie z chłodnego parapetu i owiewające mnie dobrze znanym zapachem, którego jednak, nie potrafiłam przypasować do żadnej znanej mi osoby...




A z tego rozdziału jestem naprawdę dumna. Mam nadzieję, że się spodoba i zapraszam na drugiego bloga http://victoryfighter.blogspot.com/ gdzie właśnie ukazał się II rozdział

1 komentarz:

  1. No i mi właśnie też się okropnie spodobał. :D Prześlicznie opisujesz uczucia. ;*

    OdpowiedzUsuń