środa, 4 lipca 2012

Prolog

Pierwsza śmierć widziana na własne oczy...*

Spoglądałam na tancerki, które płynnymi ruchami przemierzały parkiet, pełne gracji i wytworności, której mi brakowało.
Ja stałam pod ścianą, zamglonym od łez spojrzeniem obserwowałam baletnice.
Płuca rozsadzał mi niemiłosierny ból, pamiątka po nie wiem nawet którym z  moich licznych upadków.
Z każdym upadkiem i nie powodzeniem miałam coraz większą ochotę rzuć to co robiłam, bo dawno już nie było w tym pasji, która kiedyś mną kierowała.
Było tylko wymaganie i nacisk ze strony otoczenia. Zero pasji czy fascynacji. Czysta determinacja, wywołana chłodem. I czas, którego potrzebowałam, aby sobie to uzmysłowić.   Robiłam to, czego ode mnie wymagano. Przez wzgląd na pamięć. Pamięć pewnej kobiety.
Baletmistrzyni. Piękna, młoda kobieta, pełna gracji, czaru i uroku, a także talentu do tańca.
Był to najważniejszy dzień w jej życiu.
Najważniejsza premiera.
Układ ćwiczony i szlifowany przez setki godzin mogłaby zatańczyć z zamkniętymi oczami.
Jej rodzina na widowni.
Córka z zachwytem patrząca na matkę, wirującą i tańczącą, smukłą niczym łabędź frunący delikatnie nad podłogą sceny.
Kobiet podbiegła i rzuciła się w ramiona swego partnera, który złapał ja w pasie i zaczął wirować z nią uniesioną wysoko nad jego głowę. Zachwiał się. Małe potknięcie, które nie wydałoby się niczym szczególnym, w tym przypadku pociągnęło za sobą lawinę zdarzeń. Kobieta, złapana kilka centymetrów za daleko, zachwiała się i poleciała, upadając na głowę.
Diagnoza lekarzy była jednoznaczna.
Uraz rdzenia kręgowego.
Nie miała szans na przeżycie.
A ja siedząc w pierwszym rzędzie patrzyłam na wszystko nie mogąc nijak pomóc.
Mając jedenaście lat widziałam pierwszą w życiu śmierć.
I była to  śmierć mojej matki. 

*Sidney Polak "Chomiczówka"

2 komentarze: