czwartek, 5 lipca 2012

(11.) To co do ciebie czuje jest proste, że aż skomplikowane...


Niedopałek papierosa, żarzący się jeszcze i plujący ostatkiem dymu upadł na podłogę, oprószając drewnianą podłogę pyłem ze zwęglonego tytoniu. 
Zrobiłam krok w przód, zatrzymałam się i odwróciłam głowę, aby napotkać zmieszane i rozbiegane spojrzenie Crassendera uporczywie starającego wpatrywać się we mnie, bez cienia żalu.
Od dzisiaj zamieniamy się rolami.

Teraz to ty mnie kochasz, a ja mam Ciebie w mojej szanownej dupie.

Zawahałam się, ale po chwili wypadłam z domu, zdjęłam z nóg szpilki, które zjadły mi pięty i z rozmazanym tuszem oraz ręką zaciśniętą na srebrnym serduszku spacerowałam po skąpanych w świetle latarni i nikłym blasku księżyca ulicach Londynu. 
Co ja tu robiłam? Nie czułam się dobrze. W żadnym przypadku. Chciałam uciec. Po co poszłam na imprezę? Dla zapomnienia o Liamie. 
To co do niego czułam było zupełnie nie zrozumiałe.
-Dlaczego to takie trudne?

-Co?!

-Zapomnienie!

Z jednej strony chciałam Jego. Pragnęłam jego pocałunków, zapachu jego perfum docierającego do moich nozdrzy gdy się budzę. Chciałam zasypiać i budzić się w jego ramionach. 
Ale z drugiej strony nienawidziłam go. Pałałam do niego najszczerszą i najbardziej prawdziwą nienawiścią. Za co? Był wobec mnie bez serca w momencie kiedy najbardziej cierpłam. Jak miałam się czuć po tym jak widziałam śmierć matki na własne oczy. A on? W ogóle nie rozumiał. Nie pojmował, że mam depresję. Że przechodzę załamania nerwowe, albo że na lekcjach baletu nastają niewyjaśnione stany lękowe. Nie rozumiał, bo nie chciał zrozumieć. Jego rodzice na pewno mu powiedzieli. Wiedział Will więc na pewno Liam też. Kochali mnie jak swoją córkę. Czasem miałam wrażenie, że pan Crassender pałą wobec mnie szczerszym i głębszym ojcowskim uczuciem niż mój prawdziwy, jedyny już rodzic. Ana Crassender zastąpiła mi w całości matkę.
Zraniłeś mnie jak nikt inny. Odejdź. Daj zapomnieć.

Odchyliłam głowę w tył, opierając się plecami o słup jednej z latarni. Stałam na środku Piccadilly Circus, a wokoło mnie jeździły samochody, spokojnym tempem, które nie pasowałoby zupełnie do Londynu za dnia. Ale teraz, kiedy większa część miasta spała, a życie tętniło w nocnych klubach i ewentualnie na prywatnych imprezach kierowcy nie musieli się nigdzie śpieszyć. 
W normalnych okolicznościach moja wyobraźnia juz zaczynałaby mi przypominać o wypadku. Pojawiły by się przed moimi oczami najstraszniejsze obrazy prześladujące mnie prawie co dzień w koszmarach. 
Ale teraz latarnia pod którą stałam była jak to przysłowiowe światełko w tunelu. Odstraszała zjawy i potwory moich wspomnień. 
Temu pełnemu czaru i magii miejsca tak daleko było do zatłoczonego i pełnego zdenerwowanych kierowców Piccadilly Circus , które widziałam rano. 

Magia istnieje.

Przecież to ona sprawia, ze nasze serca biją w jednym rytmie.



Pusta ulica nagle rozbrzmiała cichym śpiewem. Otworzyłam przymknięte oczy i ujrzałam najbardziej niezwykły widok. 
Szaro-czarna sukienka falowała na wietrze, poruszana przez wirującą dziewczynę. Z niedbałego koczka uciekło kilka prawie czarnych kosmyków włosów, które teraz porwał wiatr. Buty na koturnach stukotały o asfalt, a echo niosło ten stukot przed siebie i przywodziło na powrót do dziewczyny, wystukując spokojny rytm piosenki, którą śpiewała. Uśmiech nie znikał z jej twarzy, którą zdobiły przeniknięte srebrzystymi promieniami księżyca krople deszczu. Parasol, który nieznajoma unosiła nad głową sprawiał, że momentami, wirując w swoim szalonym i pięknym tańcu, jakby leciała, odrywając się lekko od powierzchni drogi. 
I nagle zimne i zwykłe Piccadilly Circus stało się miejscem magicznym, przepełnionym piosenką, która śpiewała moja mama w chłodne zimowe wieczory tuląc mnie do snu. Piosenką, która była moim lekiem na wszystkie koszmary i całe zło tego świata. 
Nieznajoma odrzuciła głowę w tył i zaśmiała się melodyjnie spuszczając parasol w dół i wystawiając twarz ku chmurą, które spuszczały na niego krople ciepłego, wiosennego deszczu. 
Zatrzymała się naprzeciw mnie dokładnie w tej chwili, kiedy pstryknęłam zapalniczką, odpalając kolejnego papierosa. 
Przekrzywiła głowę i stała tak, patrząc prosto na mnie, nie przestając jednocześnie nucić piosenki. 
Dopiero po chwili, zdałam sobie sprawę, że śpiewam razem z nią.
Czas może Cię powalić, czas może zgiąć Twoje kolana. Czas może złamać Ci serce, zmusić Cię, byś błagał, byś błagał.*

Śmierć mamy odebrała mi siły. Spojrzawszy w oczy nieznajomej dziewczyny, wiedziałam, że ona także nie miała łatwo. Nawet z pewnej odległości, jaka nas dzieliła wiedziałam... W jej oczach walczył smutek i radość. Piękne iskry tliły się złocistymi ognikami, jakby nosły nadzieję. Chciałabym, umieć mieć nadzieje. Nie potrafiłam jednak. 
A dziewczyna posłała mi promienny uśmiech, zarzuciła na ramiona kurtkę leżącą dotychczas na ziemi i kłaniając się odwróciła i ruszyła przed siebie kiwając lekko głową i nucąc wciąż tę samą piosenkę. 
A ja zostałam sama, stojąca jak sierotka pod latarnią, z papierosem w dłoni i tysiącem myśli kłębiących się w głowie. Nie wiedziałam co robić, co sądzić o Liamia. Ale większą część moich myśli zapełniała ta dziewczyna. Niezwykła pozytywna energia, która od niej biła. 
Spontaniczność i prawdziwość tak rzadka w dzisiejszych czasach. 
Bo każdy marzy aby zatańczyć w deszczu na środku ulicy. 
Ale ona to zrobiła...
chcesz wiedzieć o czym marze?

Żebyś teraz tu był. Stanął koło mnie powiedział mi jak bardzo ci na mnie zależy i pocałował mnie.

Tak. chce czegoś tak absurdalnego.

Pocałunku w deszczu...

-Arianna. Ja przepraszam - jego głos dobił się do mojej świadomości wyrywając z zamyślenia. 
Uniosłam powieki i zobaczyłam jego esencjonalne brązowe tęczówki patrzące wprost w moje. 
-Za co? - zapytałam cicho spuszczając spojrzenie na moje szpilki. 
-Za to co zrobiłem - jego dłoń powędrowała do mojego policzka, ale gwałtownie odskoczyłam. 
Odepchnęłam go i wymierzyłam mu policzek, po którym ślad został na jego twarzy. Łzy płynące z moich oczu zamazywały obraz, a ja waliłam pięściami w jego klatkę piersiową, kopałam, krzyczałam, wyzywałam. Jego dłonie zacisnęły się na moich nadgarstkach a usta przylgnęły do moich. Był brutalny, a ja oddawałam każdy pocałunek, nie przestając jednocześnie się wyrywać i bić. 
Pocałunek był ognisty, spontaniczny. Na swój sposób brutalny. Nie pytał o pozwolenie. Po prostu całował. 
A ja gryzłam go i drapałam przelewając w to całą furię jaka mnie ogarnęła. 
Pragnęłam tego pocałunku. Tak jak pragnie się powietrza. 
Nie chciałam bliskości Liama, tak jak nienawidzi się najgorszego z wrogów. 
Chciałam czuć ciepło bijące od jego ciała, tak jak chce ciepła człowiek, który powoli zasypia, ogarnięty śmiertelnym chłodem. 
Chciałam się wyrwać tak jak chce tego człowiek zakuty w żelazne kidany, któremu wydarto serce i zamknięto je w kryształowej kuli, aby patrzył jak kona jego dusza, a dopiero potem sam wyzionął życia. 
Liam był dla mnie jak życie. 
Słodycz jego warg jak heroina. 

Nie chciałam żyć, ale nie umiałam z nim skończyć... Szkodziły mi, ale tak bardzo ich 
pragnęłam...





*Eric Clapton "Tears in heaven"
A więc oddaje wam 11 rozdział, pierwszy nowy nigdy nie publikowany post jaki dodaje na nowym blogu. Nie wszystko jest jeszcze dopracowane, nie ma jeszcze opisu wszystkich bohaterów. Jest tylko Arianna i Liam. N o i zakłądka O autorce i linki. Zapraszam do zajrzenia i obiecuje, że  wnajbliższym czasie to ukończe

6 komentarzy:

  1. Super, super, super :d
    Kiedy nastepny?
    zapraszam na mojego bloga:
    www.juust-youu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mrs Nasri ;)8 lipca 2012 23:42

    Fajnie piszesz. ;) Tak tajemniczo i enigmatycznie, nie do końca wiadomo o co chodzi, ale w tym tkwi cały urok. ;) Mam na myśli przede wszystkim fragment z dziewczyną tańczącą w deszczu.
    Miłość czasami potrafi być bardzo dokuczliwa. Z jednej strony jej pragniemy, jest nam niezbędna do życia, zaś z drugiej konsekwentnie nam to życie utrudnia...
    W wolnej chwili zapraszam Cię do mnie, jeśli oczywiście masz ochotę. ;) [http://rok-w-raju.blog.onet.pl] Pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże jak ja jednak kocham twoje opowiadanie :) Przepraszam że wcześniej nie komentowałam, ale zwyczajnie nie miałam czasy :) Mam nadzieję ze się nie gniewasz :******* Nie no ja już nie mogę doczekać się następnego, chcę więcej :PP Kocham twojego bloga bo piszesz go z takim wkładem uczuć, a że ja romantyczna jestem no to po prostu przy tym zwyczajnie odpływam :) Czekam na więcej i zapraszam do siebie :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że się nie gniewam i ciesze się, że ci sie podoba. Nie ucieszy cie zapewne fakt, że nie mogę w ogóle liczyć z kolejnym rozdziałem , al sie postaram, bo widzę, że czytacie :). A TY PISZ SZYBCIUTKO CIĄG DALSZY

      Usuń
  4. ?! Kim jest ta dziewczyna?! Ja chcę wiedzieć!

    OdpowiedzUsuń
  5. W tekście jest wiele literówek, które tak cholernie uprzykrzają życie, prawie jak rodzeństwo. Ale zajebistość tej historii naprawia wszystkie błędy <3

    OdpowiedzUsuń